środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 15 - Epilog

Rano męczył nas mały kac, ale dało się wytrzymać. W porze po obiadowej odwiedził nas Alex by pomóc nam w dostaniu pracy, jaką chcemy.
-Oczywiście możecie mieć kilka prac to w niczym nie przeszkadza. - Powiedział nam Alex.
-No dobra Alex ale jak to połączyć?
-Normalnie Niall. Normalnie. - Sama zastanawiałam się przez dłuższy czas nad tym jaką pracę by wziąć i czy jedną czy więcej. Ulotkę którą dał mi Alex przeglądałam już wiele razy. Były tam wypisane wszystkie zawody dla Zwycięzców Igrzysk.
-No dobra. - Odezwałam się. - Chce mieć jakiś swój program w TV, jeśli to możliwe to chciałabym prowadzić wywiady wraz z Caesarem Flickermanem z Trybutami.
-No to jest praca sezonowa. Chyba żebyś chciała mieć program w którym będziesz występować regularnie, codziennie, co tydzień.
-To niech by było tylko sezonowo wraz z Caesarem rozmawiać z Trybutami.
-Jeśli się zgodzą wszyscy okej. Dalej?
-Myślałam nad  - Rzuciłam kolejne spojrzenie na ulotkę. - Przygotowywaniem Trybutów. Wiesz zaprojektować im kostiumy, wytworzyć bronie na arenę i takie tam.
-No, ciekawie, ciekawie. Ale to też jest praca sezonowa. Zaczyna się w Dożynki, w dniu gdy wiadomo już jaka będzie arena. Ale wiadome oczywiście dla kilkoro osób które mają za zadanie przygotować kostiumy i tym podobne. Bronie wytwarzane też przed Dożynkami. Po zakończeniu Igrzysk, bronie które się do niczego nie nadają do wyrzucenia, umyć te które będzie można użyć w kolejnych Igrzyskach, naostrzyć je. A co dalej?
-Co dalej, co dalej? Musi być coś dalej?
-W zasadzie nie ...
-Więc starczy. - Posłałam mu uśmiech. Alex tylko pokiwał głową, ale już się słowem nie odezwał do mnie. Po chwili spytał.
-A ty Niall?
-Projektant.
-Zostajesz przy tym co mówiłeś u Flickermana?
-Tak.
-W porządku. Rose chodź ze mną. A ty Niall poczekaj tutaj. - Powiedział Alex. Razem z nim weszłam do jednej z sal. Za biurkiem siedziała kobieta z różowymi włosami i różowymi błyszczącymi ustami. Ubrana w kremową bufiastą sukienkę do kolan. Gdy tylko weszliśmy ona od razu wstała.
-Witam was. - Powiedziała radosnym głosem podając rękę najpierw Alexowi, a następnie mnie. - Jak zwykle Alex widzę tutaj ciebie. Ale tym razem z twoimi Trybutami. Jestem Kasadiena Molee. Jaka praca interesuje Cię złotko?
-Najpierw mamy pytanie. - Mówi Alex. - Pamiętasz ostatni wywiad Trybutów z Flickermanem?
-Oczywiście kochany.
-Rozmawiali tam też o pracy. Rose mówiła o prowadzeniu programu. Żeby z chęcią zastąpiła Caesara, a on powiedział o tym żeby we dwójkę prowadzili jego program. Interesuje nas właściwie to czy Rose mogłaby wraz z Caesarem Flickermanem prowadzić tylko wywiady z Trybutami.
-Hmm gdyby to zależało ode mnie. To oczywiście bym się zgodziła. Ale nie mnie o tym decydować. A pytanie też brzmi czy Caesar nie żartował. Poczekajcie chwilę pójdę do szefa. - Powiedziała i wyszła z sali.
-Ona coś ewidentnie do ciebie ma. - Spojrzałam na Alexa.
-Niestety wiem. Ona od najmłodszych lat pomagała mamie w pracy. Tak się stało że gdy wygrałem trafiłem tutaj do jej matki i ona była tu również. Jest starsza ode mnie o rok. Od czasu gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy za każdym razem gdy się widzimy flirtuje ze mną. To jest męczące. - Zaśmiałam się.
-Bylibyście piękna parą. - Zakpiłam z niego.
-Nawet o tym nie myśl. - Powiedział ostrzegawczym tonem.
-Ale ja nic nie robię. - Powiedziałam szybko. Trochę za szybko. - No dobra, dobra. Nie denerwuj się. - Powiedziałam. Po chwili do sali wróciła Kasadiena.
-Kochaniutka masz zgodę jak i mojego szefa. Jak i Caesara Flickermana. Ucieszył się gdy się dowiedział że naprawdę jesteś chętna na współpracę z nim. Jednakże jest to praca tylko sezonowa. Więc co byś chciała robić jeszcze?
-Myślałam nad pracą przy przygotowaniu Trybutów, arsenału i areny. - Powiedziałam patrząc na wciąż trzymaną w rękach ulotkę i czytając poprawną nazwę zawodu.
-No dobrze. A chcesz też sezonowo czy pracować przy całości tworzenia areny? - Rzuciłam spojrzenie na Alexa. Uśmiechnął się do mnie.
-No to niech by była ta druga opcja.
-Praca na stałe. Doskonale złotko. - Zaszczebiotała i zabrała się za wypełnianie formularzy. Dała do podpisania kilka papierów i już po chwili mogłam wyjść i zawołać Nialla. W końcu drzwi ponownie się otworzyły i wyszedł Niall, ze środka usłyszałam pożegnanie Kasadieny z Alexem.
-Oh Kochanieńki wpadnij czasem do mnie, czuję się taka samotna.
-To znajdź sobie w końcu kogoś. Już od tylu lat mówisz że ci źle w samotności.
-No tak, ale on nie zwraca na mnie uwagi.
-Widocznie nie jesteś w jego typie, albo ma inną kobietę na oku. Widocznie nie jesteście sobie pisani. Musisz w końcu ruszyć do przodu Kass.
-Ah wiem Axi, ale ... - Zamrugała parę razy rzęsami i zapatrzyła się w niego.
-Alex idziemy! - Krzyknęłam, a Kasadiena aż podskoczyła.
-No to żegnaj Kass.
-Do zobaczenia Axi. - Powiedziała przytulając go.
-Zraniłeś jej uczucia, wiesz? - Spytałam gdy wyszliśmy z budynku.
-Oh zamknij się. - Jęknął.
-Przecież ona jest zadurzona w tobie po uszy. - Powiedział Niall.
-Niestety. Ale jak dla mnie jest zbyt wyrazista, I w ogóle nie w moim stylu. Poszukuję osoby innego charakteru i stylu bycia. Ale jak na razie dobrze mi samemu.
-Oj miłość kiedyś cię dopadnie Axi. - Powiedziałam, udając głos Kasadieny. Alex poczerwieniał ze złości. Pożegnał się z nami szybko i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
-To co robimy? - Spytał Niall.
-Nie mam pojęcia. - Powiedziałam i skręciłam za róg wpadając w czyjeś objęcia. - Ojeny przepra ... szam. - Przede mną stał Jared. A raczej trzymał mnie w uścisku silnych ramion bym nie upadła na ziemie. Pomógł mi ustać normalnie na nogi. - Cześć Jared.
-Hej Rose. Witaj Niall.
Czemu czuję się jakoś dziwnie w towarzystwie Jareda? Nie mam pojęcia. On jest ... Jego osoba w moim pobliżu wzbudza we mnie coś ... coś takiego. Trudno to opisać. On jest ...
-Macie jakieś plany na dziś? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jareda.
-Nie. Nie mamy. - Odpowiedział Niall. Wolałbym żeby powiedział że dziś jesteśmy zajęci ... Chyba.
-To super. Co wy na to żeby wyskoczyć do knajpki? Jest tuż za rogiem. Naprawdę świetna. Uwierzcie mi. - Posłał nam wspaniały uśmiech.
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. I było naprawdę super. Wszystkie myśli o tym, że to był zły pomysł odpłynęły. Ale wszystko wróciło w momencie w którym Niall poszedł do toalety, a my zostaliśmy sami. Złapał mnie za rękę, zaczął prawić komplementy i pocałował mnie. Na początku starałam się go odepchnąć. Nie chciałam tego. Ale w którymś momencie zaczęłam odwzajemniać pocałunek. Nie wiele myśląc szybko i gwałtownie wyrwałam się mu i wybiegłam z knajpy.

---------------------------------------------------------------------------------
To by był koniec Części Pierwszej.
Będą kolejne, więc czekajcie.
Czytasz=Komentujesz=Motywujesz

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 14

Program nie był długi, ale po zakończeniu wywiadu przed budynkiem stał mały tłumek chcący zamienić z nami kilka słów czy też zrobić sobie zdjęcie ze Zwycięzcami. Więc chcąc być miłymi zostaliśmy z nimi trochę. Do domu weszliśmy po trzynastej. Przygotowaliśmy obiad, na który wprosiły się nasze ekipy, Ozil i Alex. Nasze stroje na urodziny były już gotowe i prezent również zapakowany stał już na szafce przy wejściu. Był to podwójny zestaw Trójzębu Świetlnego. Były to dwa metalowe uchwyty będące rękojeściami, a po wciśnięciu jednego guziczka laser wyświetlał trójząb, który przenika przez obiekty w zetknięciu z nim. Dzieciak powinien być zadowolony. Po obiedzie Dutti i Gokkej wzięli się za posprzątanie po obiedzie. A Minos, Lina i Rafio zabrali się za wyszykowanie mnie, a Cynia, Cyprian i Freska za wyszykowanie Nialla na urodziny Tommy'ego. O piętnastej czterdzieści pięć byliśmy gotowi. Oboje wyglądaliśmy jak prawdziwi piraci z opowieści.
Moje blond włosy opadały falami na ramiona, na głowie miałam zawiązaną niebieską chustę i czarny piracki kapelusz z piórem, na moim lewym policzku, brodzie z prawej strony i wardze widniała szrama po szabli stworzona przez Minosa, moje oczy były dość mocno podkreślone czarnymi kreskami, o wiele mocniej niż zazwyczaj robiono mi mocny makijaż, moja skóra jak i na twarzy, szyi, ramionach, całych rękach, nogach i innych widocznych miejscach była kosmetycznie przemalowana na ciemniejszą, dając efekt opalenizny, oczywiście jest to zmywalne. Paznokcie pomalowane czarnym lakierem. Moja sukienka to górna część skórzana czarna, jedno ramiączko szerokie na 5 centymetrów skórzane, a drugie szerokie na 12 centymetrów ze zwykłego materiału w czarno białe paski, dolna część sukienki składała się z dwóch elementów, pierwszy to luźny, materiał w czarno białe pasy sięgający mniej więcej połowy ud, a drugi na wierzchu tylko po prawej idący od przodu do tyłu czarny poszarpany materiał z czaszką i dwoma skrzyżowanymi mieczami, typowy znak piracki długi aż za kolano. Z lewej strony została przywiązana niebieska chustka luźno powiewająca, razem z szablą. Z prawej strony z tyłu pod czarną banderą piracką miałam przymocowany pistolet, oczywiście sztuczny. Miałam założony brązowy płaszcz piracki i czarne wysokie do kolan buty pirackie.
Niall miał zieloną chustę na głowie, czarny piracki kapitański kapelusz z większym piórem niż moje w moim kapeluszu, na oku miał czarną przepaskę. Miał również wymalowaną szramę na czole, brodzie i nosie, miał również przyciemnioną skórę tak samo jak ja. Miał białą koszulę, zieloną kamizelkę piracką, czarny płaszcz piracki, szarawe spodnie i czarne buty pirackie. U lewego boku miał szablę i również sztuczny pistolet.
-Wyglądacie jak prawdziwi piraci. - Powiedziała zachwycona Ozil.

Do Pałacu Prezydenckiego weszliśmy piętnaście po szesnastej.
-O jesteście. - Powiedział radośnie Prezydent Woods.
-Jak to się mówi najważniejsi goście zawsze przychodzą ostatni. - Powiedział z uśmiechem mężczyzna, przebrany za Vampira, blady jak trup, ubrany na czarno, miał też pelerynę z zewnątrz czarna a wewnątrz czerwona, włosy jasny brąz mocno nażelowane postawione do góry, doczepione kły i zarówno jak i twarz jak i ubrane pomazane sztuczną krwią, oczy podkreślone czarną kreską. - Adam Sokerrlo. Miło was poznać. - Wyciągnął rękę w moją stronę.
-Rose Denil i Niall Horan, ale to już wiesz. - Zaśmiałam się lekko. Ściskając jego dłoń, a następnie swoją dłoń skierował w stronę Nialla i również się przywitali. - Też miło cię poznać.
-Tak to mój szwagier. Zwycięzca Osiemdziesiątych czwartych Igrzysk Głodowych. Gdy wygrał miał dziewiętnaście lat. Był najlepszy od samego początku. Mówiąc od samego początku mam na myśli od Dożynek oczywiście.
-Bracie czyżbyś znów zachwalał mojego męża? - Powiedziała Hannah Sokerrlo. - Witajcie. - Powiedziała i przytuliła nas na powitanie.
-Dzień dobry. - Powiedział Niall.
-Ah nie bądźmy tacy formalni. Hannah jestem. - Uśmiechnęła się do nas.
-Cześć Hannah. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Gdzie jest Jubilat?
-Chodźcie. - Poszliśmy za nią w głąb wielkiego ogrodowego przyjęcia. - Tommy! Tommy chodź na chwilkę! Są ostatni goście!
-Rose! Niall! - Rozległy się zewsząd krzyki dzieciaków, które do nas podbiegły w różnym wieku od trzech do dziesięciu lat.
-Galic i Sindi mają trzy latka, - Wskazała chłopca i dziewczynkę przebranych za Zombie. - John cztery, - Wskazała chłopca przebranego za Konika Wodnego. -  Iris pięć, - Wskazała dziewczynkę przebraną za Mumie, spod kostiumu wystawały jej czarne włosy i błękitne oczy. - no i nasz Jubilat Thomas sześć. - Chłopiec był w kostiumie Wilkołaka. Cała piątka wraz ze swymi przyjaciółmi szczerzyła się do nas.
-To naprawdę jest Rose i Niall? - Spytała jedna dziewczynka przebrana za Syrenkę, może mieć z siedem może osiem lat.
-Tak to naprawdę oni Perl.
-Nie podobni.
-Bo dziś jesteśmy piratami. - Powiedziałam z uśmiechem.
-A teraz Tommy podejdź tu do mnie. - Thomas podszedł do Nialla. - To jest prezent dla ciebie. - Powiedział wręczając młodemu paczkę. Tommy z uśmiechem wziął ją od Nialla i szybko rozdarł papier, otworzył pudełko i wyjął dwie rękojeści Trójzębu.
-Tu się włącza. - Powiedziałam podchodząc do niego, kucając przed nim i pokazując guzik na jednej i wduszając go. Od razu u szyty rękojeści wyświetlił się jarzący się na pomarańczowo Trójząb, sam włączył drugi który miał kolor zielony.
-Dziękuję Rose! - Krzyknął i objął mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. - Dzięuję Niall! - Powiedział i wtulił się Nialla, który musiał również kucnąć by móc go objąć. - Pafko! Walcz! - Krzyknął i rzucił jeden Trójząb chłopcu ubranego w strój dyniogłowego. Chłopcy od razu zaczęli ze sobą walczyć. Najlepsze w tym było to że jeden laser nie mógł przejść przez drugi. Promienie Trójzębu zderzały się ze sobą i blokowały, dając efekt prawdziwej broni. Jednakże zranić się nie mogli, bo przez wszystko inne promienie przechodziły.
-Ah te dzieci. Są takie słodkie. - Powiedziała kobieta w czerwonych włosach w stroju Syreny. - Jestem Betria, mama Pafko. - Kobieta posłała nam uśmiech. - A wy to oczywiście tegoroczni Zwycięzcy Igrzysk. Jak się cieszę że wreszcie mogę was poznać. Mój mąż Flawio również pragnie was poznać. W tej chwili jest gdzieś tam. - Wskazała ręką na masę stołów zastawionych przeróżnym jedzeniem. Kobieta cały czas się uśmiechała do nas. Po chwili zaczęłam się zastanawiać czy czasem nie zrobiła sobie operacji plastycznej by przez cały czas mieć uśmiech na twarzy, Po krótkiej rozmowie z Betrią na temat Igrzysk, Niall poprosił mnie do tańca. Godzinę później do ogrodu wjechał ogromny tort przedstawiający tegoroczną arenę Igrzysk Śmierci. Były tam figurki wszystkich Trybutów, powtarzające się w wielu miejscach i wielu różnych sytuacjach z Igrzysk, był również Róg Obfitości, a nawet odwzorowane bronie będące na arenie, drzewa, zwierzęta. Mi i Niallowi udało się odmówić zjedzenia samych siebie z lukru, w zamian za to dostaliśmy lukrowe łuki i noże, wraz z czekoladowym, kremowym tortem.
Na tą imprezę zostali zaproszeni również wszyscy poprzedni Zwycięzcy. Bardzo cieszyłam się że będę mogła poznać Jareda Thorkina Zwycięzce Dziewięćdziesiątych pierwszych Igrzysk Głodowych miał wtedy dwanaście lat. Wszystkich zadziwił swoim talentem. Pochodzi z Dystryktu Siódmego. Ma brązowe włosy i zielone oczy. Na indywidualnej ocenie treningów dostał piętnaście punktów. Tyle samo ile dostali Karierowcy. Przykuł tym ich uwagę i gdy znaleźli się na arenie, chłopak jako pierwszy znalazł się przy Rogu Obfitości. Złapał plecak, saszetkę, kuferek i większą siekierkę. W plecaku miał koc, sznur, drut, pusty bukłak, bochenek chleba, dwie paczki suszonego mięsa, paczkę krakersów. W saszetce była apteczka, a w kuferku różnego rodzaju ostrza, między innymi siekierki, noże i dwie szable. Chłopak naprawdę świetnie posługiwał się różnymi ostrzami. Przy Rogu Obfitości ten dwunastolatek zabił dwóch chłopaków starszych od niego o cztery i o pięć lat i dziewczynę starszą o siedem lat. Później w puszczy radził sobie również świetnie. Ognisko rozpalał bez problemu, zwierzęta też z łatwością zabijał. W puszczy przyszło mu również stoczyć walkę z kilkoma Trybutami z których wyszedł tylko z zadrapaniami. I nawet co zdziwiło wszystkich usłyszał zakradających się po cichu za nim Karierowców, zdążył im umknąć tak że nawet nie zorientowali się w którą stronę uciekł. Gdy napotkał się na nich dwa dni później oni zamiast go zabić zaoferowali sojusz. Trzymał się z nimi do czasu gdy na arenie zostało osiem osób w tym on i trzech Karierowców, ponieważ dwóch zginęło wcześniej na skutek walki z innymi Trybutami, a jeden zjadł trujące owoce. Więc w tę noc gdy objął wartę pozabijał całą tróję. Chłopakowi z Dwójki poderżnął po cichu gardło, dziewczynie z Dwójki wbił nóż w serce gdyż przebudziła się, zdążyła jeszcze krzyknąć by Molton chłopak z Jedynki uważał, ale Jared odciął mu głowę w momencie w którym podniósł się z trawy. Dwóch innych Trybutów również zginęło tej nocy z rąk swojego sojusznika, na drugim końcu areny, był to młody chłopak obawiający się o swoje życie Kimbron. I zaczęło się polowanie. Zostały trzy osoby. Dwunastoletni Jared, Szesnastoletni Kimbron i Dwudziestodwu letni Johanson. Johanson wpadł w pułapkę organizatorów, więc Jared ostateczną walkę stoczył z Kimbronem. Chłopak był bardzo wytrzymały. Nie poddawał się. Jared rzucał w niego nożami, chłopak wyglądał jak jeż. Z jego klatki piersiowej sterczało dwadzieścia siedem noży. Walczył do ostatniego tchu. Zmarł w momencie w którym Jared wbił mu z bliska nóż w tchawica, lecz Kimbron zdążył zadać ostatkiem sił ostatni cios. Jeden z noży który go nie trafił, złapał i wbił młodemu w żebra. Ukoronowanie Zwycięzcy tym razem odbyło się dziesięć dni po zakończeniu Igrzysk, gdyż chłopakowi trudno było dojść do siebie. W wywiadzie i Flickermana przed Igrzyskami mówił że niema dla kogo walczyć. Ponieważ jest sam. Jego dziadkowie zmarli wiele lat przed jego narodzinami, matka zmarła przy porodzie, a ojciec gdy miał dziewięć lat. Mówił "Wiesz Caesarze nie mam dla kogo walczyć. Jestem sam. Nie mam nikogo. Gdy przegram nikomu nie będzie smutno." A Caesar mu odpowiedział. "Nie masz dla kogo walczyć? Walcz dla mnie, dla nich -wskazał ręką publikę- Walcz dla siebie Jared. Walcz dla siebie." I gdy po zakończeniu Igrzysk stanął drugi raz na scenie powiedział "Dziękuję ci." Caesar posłał mu pytające spojrzenie. "Ale za co chłopcze?" "Za twoje słowa. Powiedziałeś walcz dla siebie. I tak zrobiłem. Wygrałem. Wygrałem dla siebie." Gdy zaczął swoje Turnee sama wręczałam mu bukiet kwiatów. Jego oczy tamtego dnia były smutne, ponieważ sam zabił troje Trybutów z naszego Dystryktu, ale gdy zobaczył mnie wychodzącą z tłumu w pięknej zwiewnej białej sukience, a wiatr rozwiewał moje włosy i weszłam po schodach na scenę jego oczy się rozweseliły. Z wielkim uśmiechem na ustach dałam mu bukiet, a on szepnął mi do ucha. "Jeszcze kiedyś się spotkamy aniołku, tak czuję." I oto dziś się spotkaliśmy. Poznał mnie od razu, nawet w przebraniu.
-Rose aniele witaj! - Powiedział radośnie.
-Jared. Pamiętasz?
-Jak mógłbym zapomnieć. To ty rozjaśniłaś mi tamten smutny dzień. Ty sprawiłaś że w końcu się uśmiechnąłem. To dzięki tobie przetrwałem Turnee. Gdy oglądałem Dożynki serce mi zamarło gdy wyszłaś z tłumu. Ale przetrwałaś, wygrałaś. Wraz z chłopakiem. - Mówiąc ostatnie zdanie wyraźnie posmutniał, ale nikt inny prócz mnie zdawał się tego nie zauważyć. Może dlatego że smutek był tylko w jego oczach, a ja patrzałam w nie jak zahipnotyzowana.
-Miło mi to słyszeć naprawdę. Nie wiedziałam że mój jeden uśmiech może tyle zdziałać.
-To teraz już wiesz. - Posłał mi uśmiech. - Przepraszam, a gdzie moje maniery. Jestem Jared Thorkin, Zwycięzca Dziewięćdziesiątych pierwszych Igrzysk Głodowych. - Brunet wyciągnął rękę w kierunku Nialla, a ten od razu ją uścisnął.
-Niall Horan.
-Wiem. Oglądałem Igrzyska i wszystkie wasze wywiady. Oboje walczyliście świetnie. I naprawdę wasze przemowy były wzruszające. Szczególnie ta ostatnia u Flickermana.
Impreza skończyła się około północy, a wszyscy goście prócz dzieci oczywiście byli pijani. Jakoś udało nam się trafić do domu. Przy pożegnaniu Jared mówił że koniecznie musimy się spotkać we trójkę. Nigdy nie podejrzewałam że będzie mi dane jeszcze raz go ujrzeć. Ani też nigdy nie podejrzewałam że kiedyś znów się poczuję tak samo jak wtedy, te trzy lata temu na scenie, wręczając mu kwiaty, jego szept i ciepły oddech na szyi gdy wyszeptał to jedno zdanie, które dźwięczało echem w mojej głowie przez półtorej roku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wam podoba się kolejny rozdział? Czekam na wasze komentarze.
Pamiętaj!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 13

O ósmej rano obudziło nas natarczywe pukanie i dzwonienie do drzwi. W końcu zeszłam na dół w mojej błękitnej koszuli nocnej sięgającej połowy ud i okryta atłasowym szlafrokiem.
-No wreszcie! - Krzyknęła zdenerwowana Ozil wchodząc do środka a za nią, Rafio z moją ekipą i Freska z ekipą Nialla, oraz Alex.
-O co chodzi? - Spytałam sennie.
-Jak to o co?! - Ozil zdenerwowała się jeszcze bardziej. - Spóźnimy się!
-Ale na co?
-Rose. Dziś ostatni wywiad u Caesara Flickermana. - Powiedział Alex.
-Zapomniałam. - Powiedziałam. - Niall! - Krzyknęłam. Chwilę później Niall zszedł na dół.
-Co jest grane? Co tu robią nasze ekipy?
-Niall. Wywiad. Flickerman. Za ... - Spojrzałam na zegar. - Trzy godziny.
-O kurcze. Zapomniałem.
-Nie tylko ty. - Rzuciła z oburzeniem Ozil. - Już zabrać mi się za nich. - Rozkazała, a nasze ekipy zabrały nas do oddzielnych pokoi które sami musieliśmy im wskazać. I zaczęło się szykowanie. Zdążyłam jeszcze zanim popadli w wir pracy powiedzieć by przyszykowali dla nas stroje na urodziny tego Tommy'ego i zorganizowali jakiś prezent dla niego który miałby być od nas. Minos i Lina byli zachwyceni z tego powodu, natomiast Dutti nie okazał większego zainteresowania.

Dwie i pół godziny później siedziałam w samochodzie z mocnym makijażem, oczy mocno podkreślone, wydłużone i podkręcone rzęsy, na powiekach mam nałożony niebieski cień, a na policzkach róż, ubrana w zielono-niebieską sukienkę przeplecioną lekkimi czarnymi nićmi. A efekt tego był taki że przy każdym moim kroku suknia skrzyła się zielonymi lub czerwonymi płomieniami. Sięgała mi kolan i była luźna. Założone miałam również złoto-brązowe rzymianki na sześciocentymetrowym obcasie, wiązane na łydkach. Moje blond wlosy były rozpuszczone i wpleciono w nie kilka zielonych, niebieskich, fioletowych i czerwonych małych warkoczyków. W uszach miałam kolczyki, były to długie brązowo-białe piórka. Na szyi wisiała niebieska gwiazda z lapis lazuli, do sukienki przypięłam broszkę którą dostałam od Kelly, na palcu prawej ręki miałam pierścień który dał mi brat. Jego ukochany pierścień. Nigdy go nie zdejmował, ani do kąpieli, ani na wf w szkole, ani z żadnej innej okazji. Dał go mnie. Dał po dożynkach. Miałam go cały czas, na serdecznym palcu prawej ręki. Mały czarny pierścień z wygrawerowanym wielkim D i 11 oplecione liśćmi laurowymi. Dla niego ten pierścień miał dwa znaczenia. D11. Dystrykt 11, a także Denil 11 lat, bo dostał go na 11 urodziny od dziadka. Dziadek ten pierścień chciał mu dać na dwunaste urodziny, ale był umierający i John dostał go rok wcześniej, jedenaście dni później dziadek umarł. Na mojej drugiej dłoni miałam dwa srebrne sygnety i złoty pierścień z obsadzonym pięknym szmaragdem.
Niall ubrany w błękitną koszulę i zielony garnitur również przepleciony czarnymi nićmi i tak samo jak ja gdy się poruszał jego ubranie zdawało się palić. Miał na lewej ręce na palcu serdecznym złoty pierścionek z obsadzonym żółtym topazem oraz miał jeszcze dwa srebrne sygnety. We włosy miał wpięte niebieskie, fioletowe i zielone pasemka.

Gdy wybiła jedenasta na scenę wyszedł jak zwykle uradowany Caesar Flickerman. Miał przefarbowane włosy na błękit i spięte z tyłu w kitkę, zielony garnitur z wyszytym czerwonym płomieniem po lewej stronie garnituru, złotą koszulą wystającą spod rozpiętej marynarki i czerwona mucha przypięta pod szyją.
-Witam! Witam! Witam! Moi mili obywatele Panem! Dzisiaj goszczą u mnie po raz kolejny nasi wspaniali zwycięzcy, nieszczęśliwi kochankowie, zrodzeni ze szczerego ognia! Rose Denil! I Niall Horan! Brawa dla nich! - Zawołał, a my weszliśmy na scenę.
-Witaj Caesarze. - Przywitaliśmy go.
-Witaj Rose. Witaj Niall. Kochana pięknie wyglądasz w tej sukni. Ah, a te płomienie! - Zachwycał się. - Niall, ale chyba nie masz nic przeciwko że tak zachwycam się twoją dziewczyną? - Niall zaprzeczył ruchem głowy z uśmiechem na twarzy. - Ty również wyglądasz dobrze, tak samo olśniewająco jak twoja partnerka. Wasi styliści przeszli samych siebie, naprawdę. Brawa dla Rafio Grina i Freski Poliwii. - Na sali znów zabrzmiały brawa, a nasi styliści wstali z miejsc i skłonili się do kamer, a następnie do publiczności. Gdy brawa ucichły Caesar kontynuował. - Jak wam minęło Turnee zwycięzców?
-Trzeba przyznać były to dla nas trudne chwile. Stanąć na scenie przed tłumem ludzi którzy stracili swoje dzieci, rodzeństwo, męża czy żonę, sąsiadów. Z czego zdecydowana większość tych osób były to dzieci. Patrzeć na rodziny poległych Trybutów. - Zrobiłam przerwę. Niall nie miał zamiaru mi przerywać. Wiedział że jest to ciężki temat. - Kilkoro osób zginęło z naszych rąk. I musieliśmy spojrzeć w twarze ich rodzin. Wyrażały one złość, nienawiść i smutek. Ale ... - Westchnęłam ciężko. - Nie dziwię się ich zachowaniu. Sama pewnie postąpiłabym tak samo. Wiedząc że moje dziecko zostało zamordowane w brutalny sposób przez zwycięzce Igrzysk, lub że żeby oni musieli wygrać, moje dziecko musiało zginąć. To jest ciężkie przeżycie. Dla wszystkich. Swoim zachowaniem zaskoczyli nas co prawda ludzie z Drugiego i Pierwszego Dystryktu. Cieszyli się na nasz widok. Nie obrzucali morderczymi spojrzeniami. To było miłe. Taka odmiana. - Znów zrobiłam małą przerwę w wypowiedzi by poukładać myśli w całość. - Po mimo tego, że nie było tego po nas widać to było nam ciężko. Patrząc na rodziny poległych Trybutów i ich wielkie zdjęcia w tle za nimi, powracały do nas wspomnienia. Wspomnienia ich śmierci. Bolesne wspomnienia, okropnych śmierci dzieci, można nawet powiedzieć rzezi niewinnych. To co się stało na arenie to ... Ludzie na arenie się zmieniają. Zamieniają się w morderców, by przeżyć i wygrać. Widzieliśmy morderców, słyszeliśmy ich i ich ofiary. śmierć jaką oni ponieśli ... To była zła śmierć, śmierć może być dobra, co wynika z życia. To była zła śmierć, opowiedz sobie wszystko dokładnie, wtedy zrozumiesz to co się naprawdę stało.* Czterdzieści dwoje osób zginęło byśmy my mogli przeżyć i być tu z wami. Siedząc na tej kanapie z siedzącym obok nas Caesarem Flickermanem który właśnie nie stara się ukryć swoich łez. Bo wie, że mam rację. Mówimy wszyscy podczas Dożynek "Niech los zawsze wam sprzyja." Los chciał byśmy to my wygrali, by ... - Przełknęłam gulę w gardle. - By tamci Trybuci zginęli w okolicznościach jakich ponieśli tę śmierć. - Znów przerwałam na chwilę, gdyż głos uwiązł mi w gardle. - A, a my ... A my ... A nam dane było przeżyć i wygrać. Zabijając ostatniego Trybuta. Wygrywając Dziewięćdziestąteczwarte Igrzyska Głodowe. ... - Nie wiedziałam co więcej mogę powiedzieć. Chcąc, nie chcąc kilka łez spłynęło mi po policzkach. - Przepraszam. - Szepnęłam, i delikatnie otarłam, policzki i oczy starając się nie rozmazać makijażu. Przyjrzałam się publiczności. Wielu osobą również spływały łzy po policzkach, ale oni nie przejmowali się tym że na ich twarzach zostają kolorowe smugi, że rozmazują swój makijaż. Moja przemowa skruszyła serca Kapitolańczyków. Tego jeszcze nigdy nie było. Zapadła cisza. Ani my, ani Caesar nie mieliśmy sił by się odezwać. Ale Flickerman w końcu powiedział.
-To była piękna i przejmująca przemowa. Naprawdę Rose. Mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo było wam ciężko tam na arenie, patrząc na innych Trybutów mordujących się nawzajem. A także mogę sobie tylko wyobrazić jak czuliście się w momencie w którym wy kogoś zabiliście, i jak się później czuliście stojąc na przeciwko rodzin tych których zabiliście. To jest ciężkie dla was na pewno. Przykro mi że musieliście przez to przechodzić. Ale taka jest tradycja. Głodowe Igrzyska są upamiętnieniem wojen i buntów. Są ostrzeżeniem by więcej do nich nie doszło. - Pokiwaliśmy tylko głowami. - Rose co miałaś na myśli mówiąc, że śmierć może być dobra?
-Śmierć może być dobra, jeśli jest w słusznym celu, w imię większego dobra, za kogoś innego, za kogoś kogo się kocha lub naturalna.
-W którym z Dystryktów podobało wam się najbardziej?
-Myślę że tu odpowiedź jest prosta. - Powiedział Niall.
-To znaczy?
-Pierwszy i Drugi Dystrykt. Powitano nas tam z uśmiechem, jak bohaterów. Nie jak ... morderców, którymi z resztą jesteśmy. - Powiedziałam.
-Oh. - Jęknął Caesar. - Wcale nie ...
-Taka jest prawda Caesarze. Wszyscy widzieli jak zabijaliśmy. Jak można inaczej nazwać osobę która zabiła niewinnego, bezbronnego człowieka? - Powiedział Niall. - Niema innego określenia. Zwycięzca? Nie. Najpierw Morderca, potem Zwycięzca. Bo żeby stać się Zwycięzcą, trzeba najpierw stać się Mordercą. Żeby wygrać, trzeba zabijać. Taka jest zasada Igrzysk Caesarze. Przecież dobrze to wiesz.
-Tak wiem. A kreacja z którego Dystryktu najbardziej wam się podobała?
-Z Czwórki i z Jedynki. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
-A ty Niall?
-Z Szóstego i Pierwszego Dystryktu.
-Przypomnijmy sobie owe kreacje. - Powiedział Caesar i za nami na telebimie wyświetliły się te kreacje. - Tak przepiękne. A która kreacja waszym zdaniem do was najbardziej nie pasowała i była najmniej atrakcyjna.
-Zdecydowanie z Trzeciego Dystryktu. Nasi Styliści ostro przesadzili i dobrze o tym wiedzą. Oraz, jak to określiłeś najmniej atrakcyjną według mnie była również ta z Piątego Dystryktu.
-Tak, zdecydowanie. - Zgodził się ze mną Niall.
-Przypomnijmy je sobie. - Powiedział i spojrzeliśmy na owe dwie kreacje. - No cóż ... Zostawimy to bez komentarza by nie urazić waszych stylistów. - Powiedział i zaczął się śmiać, a wraz z nim i my i publiczność. - A jaką pracę chcecie podjąć? Już wiecie?
-Ja zastanawiałam się nad prowadzeniem jakiegoś programu, żeby robić ci za konkurencję. - Powiedziałam z uśmiechem.
-Oh, Zawsze możesz prowadzić program ze mną. Miejsce na dwóch prowadzących się znajdzie.
-A może zamienię ciebie i to ja będę prowadzącą tego programu.
-Mam zamiar jeszcze parę lat popracować w tej branży. Ale do tego czasu możemy we dwoje go prowadzić. Co ty na to?
-No nie wiem Caesarze. Zastanowię się.
-A ty Niall?
-Myślałem o tym czy by nie zostać projektantem.
-Ciekawe. - Niall uśmiechnął się do niego. - I będziesz tworzył stroje dla Trybutów?
-Nie tylko. Mam zamiar projektować ubrania na zamówienie. Jeśli to możliwe to i na całe Panem.
-To jest bardzo dobry pomysł. Naprawdę. Myślę że wszyscy będą zachwyceni. Już nie mogę się doczekać kiedy rozkręcisz swój biznes. Zamawiam już u ciebie garnitur. Na wymiary pójdę w niedalekiej przyszłości, no bo chyba nie masz zamiaru robić tego teraz?
-A czemu nie? - Niall wyciągnął z kieszeni miarę i rozwinął ją. A wszyscy zaczęli się śmiać. - Zapraszam za dwa tygodnie do mojego sklepu, będzie wielkie otwarcie. - Powiedział i schował miarę w kieszeń.
-To byli Rose Denil i Niall Horan! Miłość zawsze wygrywa moi drodzy, zawsze! - Powiedział i pożegnał się z nami uściskiem dłoni. I światła zgasły, kurtyna zapadła.

11 DYSTRYKT WIOSKA ZWYCIĘZCÓW

Siedzimy właśnie w domu państwa Horanów, zaprosili nas na ostatni wywiad Rose i Niall u Flickermana. Rose właśnie wygłosiła swoją długą opowieść o Turnee. Caesar się popłakał, większość Kapitolańczyków także, a i nam po twarzach płynęły łzy. To było naprawdę wzruszające, ale taka jest prawda. Flickerman naprawdę zdaje się wydawać rozumieć ich.
-Rose co miałaś na myśli mówiąc, że śmierć może być dobra?
-Śmierć może być dobra, jeśli jest w słusznym celu, w imię większego dobra, za kogoś innego, za kogoś kogo się kocha lub naturalna.
-Ma rację. - Skomentował tata.
-Tak ma. - Przytaknąłem ojcu. - Na arenie zawsze jest zła śmierć, bo nikt na nią nie zasługuje. Chyba że jakiś Trybut poświęci swoje życie, za życie innego Trybuta.
-Tak Johnny, a teraz cicho. - Uciszyła mnie mama.
-To znaczy? - Pytał posyłając nierozumiejące spojrzenie Caesar.
-Pierwszy i Drugi Dystrykt. Powitano nas tam z uśmiechem, jak bohaterów. Nie jak ... morderców, którymi z resztą jesteśmy. - Powiedziała siostra.
-Oh. - Jęknął Caesar. - Wcale nie ...
-On naprawdę nie uważa ich za morderców. - Szepnął Bradley, młodszy brat Nialla.
-Jak można inaczej nazwać osobę która zabiła niewinnego, bezbronnego człowieka? Niema innego określenia. Zwycięzca? Nie. Najpierw Morderca, potem Zwycięzca. Bo żeby stać się Zwycięzcą, trzeba najpierw stać się Mordercą. Żeby wygrać, trzeba zabijać. Taka jest zasada Igrzysk Caesarze. Przecież dobrze to wiesz. - Powiedział Niall. I ma rację.
-Tak wiem. A kreacja z którego Dystryktu najbardziej wam się podobała? - Pyta Flickerman.
-Z Czwórki i z Jedynki. - Odpowiedziała Rose z uśmiechem.
-Tak to w jej stylu. Niebieska kreacja i złoto-srebrna.
-Przypomnijmy sobie owe kreacje. - Powiedział Caesar i na ekranie ukazały się zdjęcia tych kreacji które oni powiedzieli. - Tak przepiękne. A która kreacja waszym zdaniem do was najbardziej nie pasowała i była najmniej atrakcyjna.
-Wiadomo że trzecia! - Parsknął Dean. - Wyglądali trochę jak roboty. - Zaczął mówić jak robot, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Tak, zdecydowanie. - Zgodził się Niall z przed mówcą, chyba z Rose.
-Przypomnijmy je sobie. - Powiedział Caesar i naszym oczą ukazały się kreacje z Trzeciego i Piątego Dystryktu. - No cóż ... Zostawimy to bez komentarza by nie urazić waszych stylistów. - Powiedział i zaczął się śmiać, a wraz z nim Rose, Niall i publiczność. A i my się uśmiechnęliśmy. - A jaką pracę chcecie podjąć? Już wiecie?
-Ja zastanawiałam się nad prowadzeniem jakiegoś programu, żeby robić ci za konkurencję. - Powiedziała z uśmiechem Rose.
-O tak! Będę oglądać! - Krzyknęła Greta.
-Zawsze możesz prowadzić program ze mną. Miejsce na dwóch prowadzących się znajdzie.
-A może zamienię ciebie i to ja będę prowadzącą tego programu.
-Byłoby ciekawie. - Skomentowałem
-Mam zamiar jeszcze parę lat popracować w tej branży. Ale do tego czasu możemy we dwoje go prowadzić. Co ty na to?
-No nie wiem Caesarze. Zastanowię się. - Cała Rose.
-A ty Niall? - Caesar przeniósł swoje spojrzenie z Rose, na Nialla.
-Myślałem o tym czy by nie zostać projektantem.
-No nie rozśmieszaj mnie bracie! - Zawołał Mark, starszy brat Nialla.
-I będziesz tworzył stroje dla Trybutów?
-Nie tylko. Mam zamiar projektować ubrania na zamówienie. Jeśli to możliwe to i na całe Panem.
-To jest bardzo dobry pomysł. Naprawdę. Myślę że wszyscy będą zachwyceni. Już nie mogę się doczekać kiedy rozkręcisz swój biznes. Zamawiam już u ciebie garnitur. Na wymiary pójdę w niedalekiej przyszłości, no bo chyba nie masz zamiaru robić tego teraz?
-A czemu nie? - Niall wyciągnął z kieszeni miarę i rozwinął ją. A wszyscy zaczęli się śmiać. Jak i widzowie tam na trybunach, jak i my wybuchnęliśmy śmiechem. Rose również się podśmiewała, a i Niall też miał uśmiech na twarzy, a Caesar zanosił się gromkim śmiechem. - Zapraszam za dwa tygodnie do mojego sklepu, będzie wielkie otwarcie. - Powiedział i schował miarę w kieszeń.
-To byli Rose Denil i Niall Horan! Miłość zawsze wygrywa moi drodzy, zawsze! - Powiedział i pożegnał się z nimi ściskając im dłonie i program się skończył.
-Brat jako projektant! No nie wierze! - Wołał Mark.
-Ale przy najmniej nie myśli tylko o sobie. Chce mieć sieć na całe Panem. Więc i my będziemy móc nosić jego kreacje. - Powiedziała pani Horan.
-A Rose w telewizji. Już ją widzę w tych różnych wymyślnych kreacjach, fryzurach, kolorach. - Powiedział Dean.
-Zauważyliście? - Spytałem.
-Ale co? - Spytał ojciec.
-Miała mój pierścień. - Powiedziałem i dotknąłem palec na którym zawsze on spoczywał.
-I miała broszkę Kelly! - Krzyknęła radośnie Greta. - Tego orła.
-Tak to prawda. - Potwierdziła Aliena, jedenastoletnia siostra Nialla.

*To była zła śmierć, śmierć może być dobra, co wynika z życia. To była zła śmierć, opowiedz sobie wszystko dokładnie, wtedy zrozumiesz to co się naprawdę stało. - Fragment piosenki HuczuHucz - Gdyby nie to. Słowa pasowały mi do fragmentu więc sobie je użyczyłam :)

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy kolejny rozdział. Piszcie jak wam się podoba.
Pamiętaj!
Czytasz=Komentujesz=Motywujesz

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 12

W Kapitolu wystąpiliśmy w bardziej wymyślnym stroju takim jak każdy obywatel Kapitolu nosi. Jaskrawe kolory, ciemny makijaż. Dostałam fioletowe i niebieskie kosmyki włosów wpięte w moje. Paznokcie pomalowane na czerwono. Bufiasta suknia z kilku warstw od najciemniejszej niebieskiej po najjaśniejszą. Góra sukni szmaragdowa, na szyi na złotym łańcuszku wisiał klejnot lapis-lazuli.
Niall ubrany w garnitur w odcieniach zieleni, czerwonym krawatem i kilkoma czerwonymi pasemkami wpiętymi w jego włosy. Na szyi miał wisieć na srebrnym łańcuszku rubin.
Przyszliśmy na przyjęcie obserwowani przez kamery. Weszliśmy do ogrodu w Pałacu Prezydenckim. Dostaliśmy kieliszek wybornego szampana. Wtem na balkonie pojawił się Prezydent.
-Witam wszystkich. Moi drodzy zwycięzcy. Dzisiaj to nie wy będziecie dawać jedną ze swoich wspaniałych mów, jakie daliście podczas pobytu w Dystryktach. Dzisiaj ja będę mówił i was chwalił. Wygraliście. Jesteście wspaniali, niesamowici. Należy wam się nowe życie. Lepsze. To jest właśnie nagrodą w Igrzyskach. Od dzisiaj zaczynacie nowe lepsze życie. Od dzisiaj stajecie się jednymi z nas. Od dzisiaj jesteśmy sobie równi. Salut! - Krzyknął z uśmiechem unosząc swój kieliszek do ust.
-Salut! - Chórem powiedzieli wszyscy zgromadzeni w ogrodzie. Wypiłam kieliszek szampana. Gdy z Niall'em odstawiliśmy na stolik puste kieliszki, zewsząd obeszli nas ludzie, prosząc o zdjęcie, autograf. Co nam pozostało, jak uśmiechnąć się i odpowiedzieć "Z przyjemnością." Tak więc po paru godzinach ludzie dali nam dopiero spokój. Niall poprosił mnie do tańca i nie mogłam odmówić. Przetańczyliśmy kilka utworów. Potem do tańca poprosił mnie Alex, a Niall tańczył z Ozil. Później Alex oddał mnie Niall'owi i razem postanowiliśmy zjeść coś. Tak więc nałożyliśmy sobie na talerzyki kilka potraw z jednego z wielu stołów zastawionych jedzeniem i usiedliśmy do stoliczka i w spokoju zjedliśmy. Impreza w Kapitolu w ogrodzie Prezydenckim skończyła się jakoś koło trzeciej może czwartej. Udaliśmy się do naszego pociągu w którym mieliśmy spędzić ostatnią noc. A od jutra zamieszkamy w Kapitolu jako Kapitolańczycy i dostaniemy własne mieszkanie.

Rano Ozil obudziła nas bardzo wcześnie, nasi styliści nas uczesali, umalowali i ubrali. Następnie Ozil zaprowadziła nas do Prezydenta.
-Witajcie Rose, Niall. - Uśmiechnął się do nas. - Tak więc od dzisiaj jesteście częścią tego społeczeństwa.  Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy. Chodźcie ze mną. Pokaże wam wasz nowy dom. Z tego względu że jesteście parą, będziecie mieszkać razem. Nie będzie wam to przeszkadzać prawda?
-Ależ skąd. - Odpowiedział Niall.
-Cudownie. A zastanawialiście się nad tym jaką pracę chcecie wykonywać w Kapitolu?
-Zastanawialiśmy, ale ... Nie wiemy.
-Tak wiem. Trudno się zdecydować. Większość ma z tym problemy. Mój szwagier też nie mógł się zdecydować.
-Pański szwagier?
-Tak. Dziesięć lat temu Igrzyska Głodowe wygrał niejaki Adam Sokerrlo z Czwartego Dystryktu. Miał swoje Turnee, przyjechał w końcu tutaj. Poznał mnie. Następnego dnia zaprowadzałem go do jego mieszkania. Prowadziłem z nim rozmowę tak jak z wami. Też się nie mógł zdecydować jaką pracę sobie wybrać. Przyszliśmy na miejsce. Tam czekała moja siostra i zakochał się w niej. I już wiedział jaką chce mieć pracę. W tym samym urzędzie co moja siostra. Spędzał z nią wiele czasu. Ona się w nim również zakochała. Zaręczyli się po roku znajomości. A dwa lata później się pobrali. Jutro ich pierworodny syn ma szóste urodziny.  Organizuje wielką imprezę dla siostrzeńca. Wpadnijcie. Tylko pamiętajcie obowiązuje przebranie.
-Przebranie? - Spytałam.
-Tak. Tommy zażyczył sobie aby ludzie na jego urodziny przyszli w przebraniu. Do wyboru są piraci, vampiry, wilkołaki, zombi, mumie, dyniogłowi i zwierzęta morskie. Na szesnastą w ogrodzie mojego Pałacu.
-A czym się interesuje Tommy? Żebyśmy wiedzieli co mu kupić.
-Coś związanego z Igrzyskami albo Dystryktami. Ciągle mówi że w przyszłości będzie opiekunem Trybutów i będzie jeździł pociągiem po Dystryktach. Jego siostra Iris również ma ambicje bycia blisko Igrzysk. Chce być stylistką Trybutów. Jestem ciekawy w jaką stronę pójdą John, Galic i Sindi. O! To tutaj! Proszę bardzo wasz nowy dom. Witaj siostro! - Przytulił się do kobiety, której włosy koloru zielonego opadały aż do pośladków. Ubrana w fioletowo-czerwoną sukienkę z pomarańczową chustką przepasaną w pasie i na chyba dwudziostoparę centymetrowych szpilkach koloru khaki.
-Witaj Sam! - Powiedziała wesoło, uśmiechając się. - Witajcie i wy! Rose! Niall! - Uśmiechnęła się do nas szczerze i jak na moje zbyt wesoło i miło. Uroki Kapitolańczyków. - Nazywam się Hannah Woods-Sokerrlo. Musicie podpisać papiery że dom jest od dzisiaj waszą własnością. - Wyciągnęła w naszą stronę teczkę. Wzięłam ją od niej i otworzyłam. W środku były papiery. - Wypełnijcie dwa. Jedno jest dla was, drugie dla nas. - Podała mi długopis. Przeczytaliśmy z Niallem całą umowę i na samym końcu złożyliśmy podpisy. Oddałam teczkę Hannah, a ona wręczyła nam trzy pary kluczy. - Miłego dnia. I mam nadzieję że wpadniecie jutro na urodziny Tommy'ego. Bardzo chce was poznać. Kibicował wam od samego początku. Nawet założył się z Iris o to że wy wygracie. Albo któreś z was. Ona stawiała na Jordana, Arczera lub Hariette, Przegrała.
-A pani na kogo stawiała? - Spytał Niall. - I pan panie Prezydencie?
-Ja stawiałam na Darena i Ariet.
-Ja natomiast na Arvene i Arczera.
-To jak przyjdziecie jutro prawda? Szesnasta u mojego brata w ogrodzie Pałacowym. Do zobaczenia. - Powiedziała i odeszła wraz z bratem. My natomiast weszliśmy do naszego domu.
-Oni naprawdę traktują nas jak równych sobie. Tak spokojnie gadać sobie o niedawno zakończonych Igrzyskach z Zwycięzcami. I mówić o tym na kogo się stawiało, jakby opisywali pogodę.
-Masz rację Rose. Ale może to dobrze. - Spojrzałam na niego pytająco.
-Co masz na myśli?
-To że szybciej się tu zaaklimatyzujemy. Nie będzie chyba tak ciężko jak nam się wydaje.
-Możliwe.
Przedpokój był bardzo piękny. Ściany były błękitne a na nich tak jakby druga warstwa ściany tyle że nie była całością. Były to białe elementy jak kości słoniowe połączone w jakieś wzorki. Efekt był naprawdę przepiękny. Stała tu duża szafa i mała szafka z jasnego drewna. Oraz duże lustro z oprawą z czarnego drewna i wieszak również czarny. Klucze odłożyliśmy na szafkę i weszliśmy w głąb mieszkania. Salon był ogromny, ściany pomalowane na jasny fiolet ze złotymi wzorkami. Po lewej stała duża fioletowa sofa mogąca pomieścić nawet z sześć może siedem osób, przed nią stał szklany stolik, a naprzeciw nich stał duży telewizor. Po prawej natomiast był kominek, a przed nim stała mniejsza zielona sofa oraz dwa białe fotele po bokach. Obok kominka stał drewniany regał. W pomieszczeniu było jeszcze wiele mebli, przeszliśmy przez salon na drugą stronę gdzie był łuk drzwiowy oprawiony drewnem pomalowanym na czerwono. Weszliśmy do jadalni. Stał tu duży stół wykonany z dziwnego surowca. Kształtem przypominał ostudzony topiący się metal. Nie był jednolitego kształtu. Jego brzegi w dół opadały jak sople Pomalowany był na jaskrawo żółty kolor, co dobrze kontrastowało z czarnymi ścianami w jaskrawe zielone i pomarańczowe wzorki. Przy stole stały krzesła również wykonane tą samą techniką i w tym samym kolorze. Po drugiej stronie jadali oraz po obu ścianach bocznych były również łuki drzwiowe. Prze ten naprzeciwko weszliśmy do kuchni urządzonej w zielonych i czerwonych kolorach. Cofnęliśmy się do jadalni po dłuższych oględzinach kuchni i poszliśmy na lewo. Stanęliśmy w małym korytarzyku na którym stał stoliczek z pustym akwarium, oraz jedną małą szafką po lewej zaraz obok drzwi, które jak się potem okazało prowadziły do sypialni która była wielka i piękna. W kolorach zieleni i błękitu oraz elementami czerwonymi, złotymi, srebrnymi i czarnymi. Wielkie dwuosobowe łóżko, po obu stronach szafki nocne. Wielka szafa oraz komoda. Po prawej stronie były drzwi prowadzące do łazienki tu dominowały kolory srebrne i czarne ze złotymi elementami. Cofnęliśmy się do korytarzyka z akwarium. Były tu jeszcze dwie pary drzwi, jedne stały naprzeciwko wejścia do jadalni, a drugie naprzeciw sypialni z której właśnie wyszliśmy, były tu również schody prowadzące na górę zaraz za ścianą dzielącą ten korytarzyk z jadalnią. Pozostałe dwa pokoje okazało się również że są to sypialnie i każda ma swoją łazienkę. Na górze były jeszcze cztery mniejsze pokoje od tych z parteru w których byliśmy. Jednak zauważyłam że piętro jest o wiele mniejsze niż parter. Sięga swoją szerokością najwyżej połowy jadalni, ale na długość jest z krawędzią reszty domu. Zeszliśmy na dół i przechodząc przez jadalnie do ostatniego pomieszczenia weszliśmy do wielkiego pokoju bawialnego. Była zakątek sali kinowej. Stoliki do szachów i innych gier. Był ogromny barek a przed nim stołki barowe i kawałek za nimi stoliki z naokoło również stołkami barowymi. Było również dużo wolnej przestrzeni na środku. Pewnie do tańca. Zauważyłam również że na ścianach wiszą duże głośniki a pod jedną ze ścian stoi duży odtwarzacz, radio. Za barem był kolejny łuk drzwiowy. Tam były schody prowadzące w dół do piwnicy w której znaleźliśmy spory zapas wina, szampana, whisky i innych trunków, ale były także zwykłe napoje oraz warzywa. Wróciliśmy po schodach na górę, w tym małym pomieszczeniu były jeszcze dwie pary drzwi obie prowadzące do łazienek. oraz kolejne schody prowadzące na górę. Tam znaleźliśmy jeszcze pięć dużych sypialń, oraz schody prowadzące jeszcze wyżej, na strych.
-Piękny dom. Naprawdę.
-Tak. A wszystko urządzone w tak nie typowy sposób i te barwy. przecież ten róż gryzie się z tym pomarańczowym. - Niall wskazał na fotele kinowe. Zaśmiałam się.
-To poprosimy by nam wymienili na inne kolory. Chyba mogą to zrobić jak ich poprosimy prawda?
-Tak. W końcu jesteśmy tacy sami jak oni, jak to powiedział Prezydent.
-Nie chce mieć żadnego różu w tym domu. A trochę tych różowych elementów jest. - Powiedziałam przywołując w myślach obraz trzech sypialni z dużą ilością różowych elementów.
-Jak myślisz co możemy dać temu Tommy'emu?
-Nie mam pojęcia. Ale mam lepsze pytanie. Skąd weźmiemy przebrania?
-To też problem.

--------------------------------------------------------------------

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Mam nadzieje że kolejny rozdział się podoba. Czekam na wasze komentarze.
:)

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 11

/TEN ROZDZIAŁ POŚWIĘCIŁAM OPISOWI TURNEE ZA WIELE SIĘ NIE DZIEJE, ALE CHCIAŁAM PO PROSTU ŻEBYŚCIE WIEDZIELI JAK JA SOBIE WYOBRAŻAM ICH PRZEJAZD ZWYCIĘZCÓW PO INNYCH DYSTRYKTACH// To jest mój najdłuższy rozdział. Mam nadzieje że dotrwacie do końca. Przepraszam, ale nie chciałam tego rozdzielać.


Ubrana w różowo-brązową połyskującą bufiastą suknie sięgającą mi zaledwie kolan i okryta czarnym futrem, na dziesięciocentymetrowych szpilkach szłam u boku Nialla ubranego w białą koszulę, brązową marynarkę, różowy krawat i czarne lakierki. Właśnie wchodziliśmy po schodach na scenę. Już widzę tłum. Ludzie ze smutkiem spoglądają w naszą stronę. A przez środek zbiegowiska ustawione są cztery podesty a na nich stoją rodziny poległych Trybutów. Wśród tych czterech rodzin jedna wyróżniała się najmocniej. Ciemnoskóra rodzina Francess zabija wzrokiem Nialla. Zabił ich córkę w pierwszych minutach Igrzysk. Była bezbronna. I pomimo ukończonych dziewiętnastu lat była taka drobna. Stała tam dziewczyna łudząco podobna do niej. I przypomniało mi się jak opowiadała u Caesara że ma siostrę bliźniaczkę, czworo starszych braci a wśród nich również bliźniacy i młodszą siostrę. Ojciec obejmował swoje córki, które miały łzy w oczach. Dwoje z synów podtrzymywało na duchy matkę dodając jej otuchy co było ciężkie w takiej sytuacji. A bliźniacy stali bardziej z boku, cisi, milczący. Wcale nie przypominali tych roześmianych chłopaków o których ona opowiadała.
Obok na sąsiednim podeście stały cztery osoby rosły, wąsaty mężczyzna i dwoje młodych chłopaków. Blondyn wyglądał na dziesięciolatka, a brunet musiał mieć jakieś piętnaście może szesnaście lat. Między braćmi stała mała brunetka najmłodsza z rodzeństwa. Była to rodzina Oliviera.
Dalej Wysoka blondynka wraz z dwiema blondynkami, jedną trzymała na rękach mogła mieć dwa może trzy lata, druga stała obok niej, wtulając się w jej bok miała może osiem lat. Obok niej stał brunet, jego lewa dłoń spoczywała na jej prawym ramieniu, mógł być starszy od niej o cztery może pięć lat. Brat dodawał jej otuchy poprzez ucisk na ramieniu. Bo już nigdy nie będą mogli zobaczyć, ani przytulić swojej siostry Monic.
Na ostatnim podeście stała rodzina Chrisa. Czarnowłosy mężczyzna z małą blondynką na rękach i blondynem stojącym obok niego. Na drugim końcu podestu stała Blondynka, a w ramionach tuliła rocznego chłopca i dziewczynkę oboje o blond włosach. Jak ich rodzice. Ale nigdy nie będzie dane im ujrzeć ojca. Niestety.
Stanęliśmy przed mikrofonami.
-Witajcie. Dzisiejszy dzień jest upamiętnieniem śmierci czworga osób z tego Dziesiątego Dystryktu. Jest to przypomnienie o tym że wojna jest zła. Zawsze źle się kończy i ginie wiele osób. A teraz my płacimy za błędy naszych przodków. Kiedyś ofiara była mniejsza, póki Dwunastka się nie zbuntowała. Teraz na tę rzeź idzie więcej osób już od kilku lat. Ale to dobrze. Da nam to do zrozumienia że nie należy toczyć wojen. Bo one nie prowadzą do niczego innego jak tylko do śmierci wielu, naprawdę bardzo wielu osób. Zabij albo zgiń. To jest zasada Igrzysk. Zginąć musi zdecydowana większość, prawie wszyscy by jednostka mogła przeżyć i zwyciężyć. I niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedział Niall a następnie odsunął się od mikrofonu. Wtedy ja się do niego zbliżyłam i powiedziałam.
-Wręczamy te podarunki rodzinom poległych Trybutów. By choć trochę wspomóc was w tak ciężkim dla was okresie. Niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedziałam odchodząc o krok od mikrofonu. Na scenę wszedł Burmistrz a wraz z nim ośmioro dzieciaków. Czterech chłopców i cztery dziewczynki na rękach trzymały duże czerwone poduszki a na nich pakunki i kwiaty. Odezwał się Burmistrz.
-Witam. Witam wszystkich. Rose. - Powiedział skłaniając do mnie głową. - Niall. - Powtórzył gest. - Wraz z mieszkańcami Dziesiątego Dystryktu przekazujemy wam te oto dary. - Powiedział a dzieci na nasze ręce złożyły po dwie dość spore paczki, bukiet kwiatów i Medal Dziesiątego Dystryktu. - Medal na szczęście. - Powiedział z lekkim uśmiechem i opuścił scenę.
-Bardzo dziękujemy za wasze dary. Do widzenia.
-Dziękujemy i do widzenia. - Powiedział Niall i weszliśmy do Pałacu. W wielkim czerwonym murowanym holu czekali na nas Freska i Rafio. Wskazali dwa pokoje gdzie możemy się przebrać, dali nam ubrania na przebranie i odeszli.
Teraz miałam na sobie obcisłą granatową sukienkę do połowy ud, różowy pasek zapięty w pasie i białą chustę przewieszoną za plecami, a jej końce opadające do wewnątrz zawieszone na moich rękach. Weszliśmy na salę trzymając się pod ramię. Przy stole zapadła cisza, a wszyscy spojrzeli na nas.
-Dobry wieczór. - Powiedziałam.
-Dobry wieczór Zwycięzcy. Siadajcie. Właśnie podano kolacje. - Powiedział Burmistrz, a my zajęliśmy dwa ostatnie wolne miejsca przy stole. - To jest dzień i chwila upamiętniająca wasze zwycięstwo. Od samego początku było wiadome że wygracie. Tyle punktów zdobyliście na Indywidualnym zaprezentowaniu swoich umiejętności. Nikt nie wie co wy tam pokazaliście. Ale daliście czadu, musieliście dać niezły pokaz. Wasze zdrowie. Za Rose i Nialla. - Powiedział.
-Za Rose i Nialla! - Powtórzyli wszyscy zebrani i napili się wraz z innymi z kufli piwa, które zostało podane do prosiaka, jagnięciny, faszerowanych indyków i kurczaka wraz z sałatkami warzywnymi i owocami, których było akurat mało. Po jakże przepysznej kolacji jeszcze długo toczyły się rozmowy. Burmistrz i reszta ważnych osobowości z Dziesiątego Dystryktu które zostały zaproszone na tę ucztę doskonale rozumieli się z naszymi stylistami, Ozil, Alexem i nami.
-Dziękujemy za ucztę. Była przepyszna. Ale musimy już iść. - Powiedział w pewnym momencie Niall. Wiedziałam że ma rację, dlatego z uśmiechem na ustach wstałam i powiedziałam.
-Tak na nas już pora. Dziękujemy. Dobranoc. -  Po tych słowach opuściliśmy salę i Pałac. I samochodem pojechaliśmy do pociągu w którym mogliśmy się odprężyć. Po mojej kąpieli weszłam do salonu ubrana w moją koszulę nocną. Tam siedzieli już wszyscy.
-Chodź szybko. Właśnie zaczęła się powtórka waszego dzisiejszego programu. - Powiedziała Ozil, więc szybko zajęłam wolne miejsce na kanapie koło Nialla. Po obejrzeniu powtórki poszliśmy spać.

Po śniadaniu Ozil opowiedziała nam dzisiejszy plan zajęć, który jest taki sam jak wczorajszy tyle że na terenie Dziewiątego Dystryktu.
-Tak Ozil wszystko rozumiemy. - Powiedziałam roześmiana.
-Dobrze. Dobrze. Z tego Dystryktu pochodzą Joli, Anna, Bart i Berni. Przygotujcie się. Do obiadu jeszcze mamy dużo czasu. Dopiero później zajmą się wami styliści. - Powiedziała a my wstaliśmy i udaliśmy się do naszego przedziału. Leżeliśmy, wypoczywaliśmy i rozmawialiśmy na temat naszej przyszłości. Co poczniemy w Kapitolu?
Gdy przyszedł czas po obiedzie wystylizowano nas. Włosy upięto mi do góry. Miałam żółto-złotą suknię do kostek, złote pantofelki na niskim obcasie i brązowy płaszcz z futerkiem przy kołnierzu, rękawach i jego końcu. Niall był ubrany w brązową koszulę i spodnie, żółtą marynarkę i żółto-złoty krawat i dobrze kontrastujące brązowe lakierki.
Wchodząc na scenę widziałam podobny widok co wczoraj, tyle że na podestach stały trzy rodziny ciemnoskóre i jedna biała. Z lewej stali bracia Barta. Dwóch chłopaków tak bardzo podobnych do niego samego.
Dalej stała Kobieta z dwuletnią dziewczynką na rękach, a obok niej ciemnowłosy nastolatek. Rodzina Joli. To akurat ta rodzina wyróżniała się tutaj. Byli biali. A w tym Dystrykcie większość osób jest ciemnoskóra.
Obok stała rodzina Berniego. Lekko otyły mężczyzna tulący do boku szczupłą wysoką brunetkę.
Na ostatnim podeście stała rodzina Anny. Niski wysportowany mężczyzna, do którego obu boków tuliły się dwie córki, jedna ma jedenaście lat druga trzynaście, obok stała kobieta która wtulała się w ramię swojego dziewiętnastoletniego syna, z drugiej strony obejmowała drugiego ośmioletniego synka.
Wszyscy zgromadzeni wyrażali na twarzy wielki smutek i złość. No tak oni najbardziej nienawidzą Kapitolu i wszystkich którzy są z nim związani. Zapewne widzieli nasze wygłoszenia wczorajsze i przedwczorajsze, tak samo nasze wywiady. Mają prawo nas nienawidzić że pogodziliśmy się z losem i tak dobrze wyrażamy się o Kapitolu. Ale jakby któreś z nich znalazło się na naszym miejscu zrobiliby to samo. Każdy chciałby mieć lepsze życie, a wygrana w Igrzyskach to daje.
-Bardzo nam smutno z powodu że tyle osób zginęło, ale taka jest kolej rzeczy. Ktoś musi umrzeć, by ktoś mógł przeżyć. Ktoś musi przegrać by ktoś mógł wygrać. Zabij albo zostań zabitym. Z tego Dystryktu na Igrzyska pojechała dwójka dwunastolatków. Zaprzyjaźnili się oni z chłopakiem z naszego Dystryktu który również miał dwanaście lat. Z Sebastianem. Zginęli w płomieniach. Straszna śmierć. Jedna z najgorszych moim zdaniem. Anny i Berniego nie było nam dane poznać. Unikali wszystkich na treningach. Trzymali się zawsze razem. Daleko od wszystkich. Gdy ktoś podchodził do stanowiska przy którym oni byli od razu odchodzili. Trudno jest mi cokolwiek o nich powiedzieć. Zginęli szybką śmiercią, nie cierpieli długo. Ale to była straszna śmierć. Oboje oberwali z oszczepu w serce. Ale czas płynie dalej. Trzeba zacząć żyć na nowo. Niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedziałam i cofnęłam się o krok do tyłu ścierając z policzka samotną łzę.
-Na ręce rodzin poległych składamy podarunki. I niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedział cofnął się o krok i otulił mnie ramieniem w pasie. W tym czasie po schodach z tłumu na scenę wszedł Burmistrz Dziewiątki.
-Witaj Rose. - Podał mi rękę. - Witaj Niall. - Również uścisnęli sobie dłonie. - Witam wszystkich zgromadzonych tu jak i przed telewizorami. Rose Niall mamy dla was dary. - Powiedział a z tłumu na scenę wkroczyło dwóch chłopców i dwie dziewczynki niosące ładnie zapakowane dwie duże paczki, które nam wręczyli. Następnie na scenę w białej krótkiej sukience weszła dziewczynka, a za nią chłopczyk w białym garniturze trzymając w rączkach medale ich Dystryktu. Podeszli do nas i chłopczyk złożył mi go na ręce, a dziewczynka Niallowi. Następnie weszła kolejna para ubrana tak samo jak poprzednia niosąc dwa bukiety kwiatów i składając je nam.
-Dziękujemy za wasze dary. - Powiedział Niall i odeszliśmy. W Pałacowym holu czekali na nas Freska i Rafio z naszymi ubraniami na przebranie. Wzięliśmy je od nich i weszliśmy do pomieszczeń które nam wskazali. Miałam luźną sięgającą kolan brązową sukienkę i czarne szpilki. Wyszłam na hol na którym czekał na mnie już Niall w białej koszuli i złoto-żółtym garniturze oraz brązowych lakierkach. Udaliśmy się na salę bankietową. Gdy tylko weszliśmy Burmistrz wstał.
-Witam was ponownie. Miło mi was gościć u siebie w Pałacu. Proszę siadajcie. To wasz dzień. Dzień Zwycięzców. Za Zwycięzców 94 Igrzysk Głodowych.
-Za Zwycięzców! - Powiedzieli zgromadzeni przy stole. Na salę właśnie wjeżdżała kolacja. Warzywa podane na różne sposoby. Dania były przepyszne. Po mimo tego że nie podali mięsa. Po skończeniu posiłku i uprzejmych kilkunastu, czy może kilkudziesięciu minutach rozmowy oboje wstaliśmy od stołu.
-Dziękujemy za kolację. - Powiedział Niall.
-Na nas pora. Dobranoc. - Powiedziałam i wyszliśmy.
Po mojej długiej i odprężającej kąpieli weszłam do salonu w którym już wszyscy siedzieli, a pociąg od jakiegoś czasu już jechał. Siedzieliśmy w salonie i czekaliśmy na rozpoczęcie się powtórki.
-Czemu tak szybko wyszliście? - Spytała Ozil, gdy usiadłam na kanapie.
-Nie sprawiało mi przyjemności przebywanie w tym Dystrykcie.
-Czemu?
-Większość ludzie jest tu taka nienawistna.
-Prawie każdy ciskał w nas piorunami z oczu. Gdyby mogli pewnie by się na nas rzucili. - Dopowiedział Niall.
-Dziewiątka już taka jest niestety. Najbardziej nienawidzą Kapitolu. Podczas wojny najwięcej ofiar było właśnie z ich Dystryktu. - Powiedziała Ozil. Obejrzeliśmy powtórkę. Nawet nie pamiętam że powiedziałam to co powiedziałam. Improwizowałam. Jak za każdym naszym poprzednim przemówieniem.
-Piękna przemowa Rose. - Powiedział Alex.
-Dzięki.
-Wiesz co mówisz dziewczyno. Po mimo tego że wiedziałaś że ludzie są tu nienawistni, widziałaś że z chęcią by się was pozbyli to powiedziałaś coś co zabolało ich, przypominając również, oczywiście nieświadomie, że bunt nie jest niczym dobrym i że od wojny trzeba trzymać się z daleka. - Pochwaliła mnie Ozil. - A teraz zmykajcie spać.

Kolejny dzień Turnee Zwycięzców. Odwiedzamy jeden z najbiedniejszych Dystryktów. Ozil po obiedzie powiedziała że z tego Dystryktu są Roma, Suzen, Rey i Frig.
Szliśmy właśnie w stronę Placu. Ja ubrana w skąpą ciemno zieloną luźną sukienkę do kolan z brązową skórzaną kurtką, która nie była taką typową skórzaną kurtką wyróżniała się tym że zapinana była tylko do połowy, zamek był na środku, a reszta była zapinana na guzik, który przypinało się do prawego ramienia, ale Rafio powiedział że mam zostawić kurtkę rozpiętą tak żeby sobie to wisiało i powiewało. Miałam brązowe szpilki na dziesięciocentymetrowym obcesie wiązane rzemykiem na łydkach. Niall miał brązową koszulę i ciemno zielony garnitur oraz szary krawat i szaro-brązowe lakierki. Gdy weszliśmy na scenę tłum patrzył na nas smutnie. Nie gniewnie jak było to w poprzednim Dystrykcie.
Z prawej stał młody chłopak z dwu, może trzyletnią córką na rękach. Był to mąż Romy z ich dzieckiem. Mała blondyneczka tuliła się zapłakana w swojego ojca.
Na następnym podeście stała starsza siwowłosa kobieta z pięcioletnim brunetem u jednego boku i czarnowłosym czternastolatkiem u drugiego boku. Była to babcia Friga z jego młodszymi braćmi.
Na kolejnym podeście stali muskularny mężczyzna obejmujący ramieniem swoją żonę, a przed nimi czteroletni chłopczyk trzymający za rączkę swoją młodszą o rok siostrzyczkę. Obok swojej matki stało dwóch chłopaków trzynastolatek i czternastolatek. A obok ojca stała dwudziestojednoletnia dziewczyna. Była to rodzina osiemnastoletniej Suzen.
Na ostatnim podeście stała rodzina Reya. Mężczyzna tulił zapłakaną żonę, a do nich tuliły się dwie ośmioletnie dziewczynki. Obok nich stał szesnastoletni brat tuląc swoją trzynastoletnią siostrę. Która nie mogła pogodzić się z tym że już nigdy nie zobaczy swojego kochanego starszego brata.
Jak przez mgłę pamiętam co mówił Niall. Co później ja dopowiedziałam. Nie wiem skąd przede mną znalazł się Burmistrz który podawał mi dłoń by się ze mną przywitać. Nie pamiętam co on mówił. Wiem że każde z nas dostało cztery małe paczuszki, bukiet kwiatów i Medal Dystryktu Ósmego.
Gdy zeszliśmy ze sceny do Pałacu przebrałam się w brązowo-szarą lekko bufiastą sukienkę sięgającą za kolana. I zostawiłam te buty co miałam. Nie zwróciłam zbytnio uwagi co miał Niall ubrane jak wyszłam z pokoju. Nie pamiętam nic z rozmów przy stole bankietowym. Wiem że było dużo śmiechu. Cały czas na twarzy każdej osoby przy stole gościł uśmiech. Nie chciało się wychodzić stamtąd. Ale w końcu trzeba było się pożegnać. Orzeźwił mnie dopiero zimny prysznic w pociągu. Wszystko przypomniałam sobie oglądając powtórkę. A gdy weszliśmy do sypialni od razu zasnęłam.

A rano byłam w cudownym, wyjątkowo dobrym nastroju. Nie tylko mnie się dobry humor dziś udzielał. Każdy był wesoły. Kapitolańczycy przez większość czasu byli szczęśliwi i mieli uśmiechy na twarzach, ale dzisiaj było inaczej, byli inni. Jakby jeszcze bardziej weselsi. Dodatkowo Alex, Niall i ja również tryskaliśmy pozytywną energią. Gdy nadszedł czas styliści wystylizowali mnie, makijaż, fryzura rozpuszczone włosy, trochę ich zgarniętych z lewej na prawo i zaplecione w warkocz a w nim dopięte pięknych kilka piór. Ubrana w beżową bufiastą sukienkę do kolan z wielkim kwiatem róży z materiału przyszytym na lewym ramieniu, otulona na plecach chustą której krańcami były równie piękne rękawiczki całość również zrobiona z beżowego materiału, ale ciemniejszego niż suknia. Miałam także czarne szpilki. Z mojej prawej obejmując mnie ramieniem szedł Niall ubrany w czarną koszulę i lakierki, beżowym garniturem i białą muchą.
Wchodząc na scenę od razu w oczy rzucił mi się drugi podest od prawej. Stała tam kobieta o długich siwych włosach. Miała chyba z osiemdziesiąt lat. Była to babcia Grega. Stała sama. Straciła swojego jedynego członka rodziny, czternastoletniego wnuczka.
Na podeście obok stał mężczyzna z czteroletnim synkiem zawieszonym na jego szyi, którego trzymał prawą ręką. A drugą ręką obejmował jedenastoletnią córkę. To oni stracili dwunastoletnią Kolię.
Z drugiej strony samotnej kobiety na następnym podeście stał dorosły mężczyzna i kobieta wraz z trojgiem dorosłych dwudziestoparoletnich synów i dwiema nastoletnimi córkami. Już nigdy nie zobaczą Doli. Swojej kochanej córki, siostry. Była taka niewinna. Miała tylko piętnaście lat.
Na ostatnim podeście całkiem na lewo stoi kobieta z mężem przed sobą obejmując troje swoich dzieci. Dwie dziewczynki i chłopca. Już nigdy w ich ramionach nie znajdzie się Astek.
Kolejna przejmująca improwizowana przemowa. Wręczenie podarunków, Przyjęcie darów. Podziękowania. I odejście na bankiet, na który przebrałam się w beżowo-brązową suknie sięgającą aż do samej ziemi, miałam również kilkunastocentymetrowe szpilki. Niall miał beżową koszulę i brązowy garnitur, białe lakierki i biały krawat.
-Witajcie ponownie moi drodzy zwycięzcy. Wasze zdrowie. - Powiedział a każdy napił się z kieliszka białego wina. Na stole znalazły się pieczone kiełbaski i różne ptactwo. Oraz dodatki warzywne.

Kolejny dzień Dystrykt Szósty. Kiedyś był najbardziej wrogo nastawionym Dystryktem wobec Kapitolu. Ale po drugiej wojnie którą wzniecili Dystrykt Dwunasty i Dystrykt Trzynasty który był uważany za zniszczony całkowicie to się zmieniło. Tym razem w wojnie nie ucierpiał prawie wcale. Ubrana w luźną sięgającą kolan białą sukienkę i białe futro z czarnym futrzanym szalem na szyi i białymi czternastocentymetrowymi szpilkami. Niall Biały garnitur z czarnym wykończeniem na brzegach, czarne lakierki
Rodzina Olivii stała na prawym podeście. Ojciec z sześcioletnią córką nas rękach i matka z czteroletnim synkiem. To właśnie Olivia trzymała się z Sebastianem. Miała dwanaście lat.
Na kolejnym stała matka, ojciec i babcia Merlina.
Na trzecim podeście stał Rosły, muskularny mężczyzna, obok niego z jednej strony stała żona, a z drugiej nastoletnia córka. Z drugiej strony matki stał dwudziestoletni brunet. A przed nimi stał ośmioletni chłopczyk, trzymający za rączkę sześcioletnią siostrę. Rodzina Osmy.
Na ostatnim stała długowłosa, siwa staruszka ze swoim siwym mężem, za nimi stali rodzice poległego Leroya. A przed dziadkami stał siedmioletni chłopczyk, którego obejmowała trzynastoletnia siostra.
Po kolejnej przemowie przebraliśmy się w ubrania które dali nam nasi styliście. Miałam obcisłą czarną sukienkę sięgającą połowy ud i czarne dwudziestopięciocentymetrowe szpilki. To na pewno był wymysł Ozil. Ciężko mi się szło na tak wysokich szpilkach. Uczta z Burmistrzem na sali bankietowej była skromna, ale wyborna.

Kolejnego dnia szliśmy ulicami Piątego Dystryktu. Moja suknia była bardzo pstrokata. Szara z różnokolorowymi paskami kłębiącymi się w różne strony na tkaninie. Miałam płaskie buty. Za co byłam wdzięczna. Niall również miał szary garnitur z różnokolorowymi paskami, a pod marynarką białą koszulę. Pomimo smutku na twarzach, ludzie tu byli weselsi.
Na jednym podeście stały cztery dziewczynki od dziesiątego do trzynastego roku życia, dwu chłopaków koło osiemnastu lat i rodzice Belli.
Na następny stała rodzina Fina. Rodzice z blond dziesięciolatkiem, ciemnowłosą ośmiolatką i ciemnowłosym pięciolatkiem. To właśnie Fin miał dwanaście lat i zaprzyjaźnił się z Sebastianem.
Na kolejnym stała dwudziestoczteroletnia siostra Lessy, wraz ze swoim mężem i ich dwuletnią córką.
Na ostatnim stała rodzina dwunastoletniego Notta. Rodzice, dwie młodsze siostry bliźniaczki, młodszy brat, troje starszych braci i starsza siostra.
Po zejściu ze sceny przebrałam się w kolorową kwiecistą sukienkę, Niall miał zielony garnitur, białą koszulę, czerwoną muchę i niebieską różę przyczepioną do marynarki. Sala bankietowa mieniła się w różnokolorowych światłach. Burmistrz powitał nas po raz kolejny. Dania były przepyszne. Wszyscy tu byli zdecydowanie milsi niż ci których spotykaliśmy wcześniej.

Czwarty Dystrykt przywitał nas równie miło. Ludzie tu pomimo odczuwalnego smutku po stracie czworga dzieci z ich Dystryktu, lekko się uśmiechali. Ubrana byłam w bufiastą sięgającą kolan sukienkę w różnych odcieniach niebieskiego, oraz płaskie błękitne rzymianki. We włosy miałam wplecione niebieskie pasemka co dopełniało całokształt mojej fryzury i ogólnego wyglądu. Niall również był ubrany w różnych odcieniach niebieskiego.
Na jednym podeście stała Matka z pięciorgiem chłopców w wieku od trzynastu do siedemnastu lat. Każdy z nich tak bardzo przypominał starszego brata Senota.
Na kolejnym stali rodzice Alice wraz z resztą swoich dzieci. Pięcioro nastolatków w tym jedną dziewczynę, troje małych dzieciaczków w wieku czterech, pięciu i sześciu lat, oraz dwoma dwudziestotrzylatkami.
Dalej stał mężczyzna z osiemnastoletnią córką, czternastoletnim synem, dziewięcioletnim synkiem, sześcioletnią córką, czteroletnim synkiem i dwuletnią córką. To oni stracili czternastoletnią Perrie.
Na ostatnim podeście stała rodzina dwudziestodwuletniego Newta. Rodzice, dwie starsze siostry, straszy brat, trzy młodsze siostry i pięciu młodszych braci.
Na ucztę weszłam w pięknej bufiastej błękitnej sukience za kolana. Rafio nim odszedł przednie kosmyki włosów upiął mi na czubku głowy wpinając w nie dużą niebieską kokardę. Niall miał białą koszulę, błękitny garnitur i ciemno niebieski krawat.
-Witajcie ponownie kochani. Siadajcie. - Powiedział z uśmiechem Burmistrz. - Za naszych wspaniałych Zwycięzców. Graliście w pięknym stylu. Wznieśmy toast za Zwycięzców.
-Za Zwycięzców! - Napiliśmy się czerwonego wina. Na stół podano ryby, ośmiornice, małże i inne przeróżne owoce morza. Skosztowałam wszystkiego. Długo siedzieliśmy u Burmistrza na kolacji. Gdy się pożegnaliśmy i samochód przywiózł nas na stację. Od razu zasiedliśmy we dwójkę na kanapie bo już się zaczynała powtórka. Gdy się skończyła poszliśmy się wykąpać i spać.

W Dystrykcie Trzecim wystąpiliśmy w dziwnych kostiumach. Wydaje mi się że nasi styliści chcieli zaimponować pomysłowością. Skoro ten Dystrykt zajmuje się technologią. W moim koku z lewej strony wpięta była materiałowa zębatka. Nie podobał mi się ten strój. Niall był ubrany podobnie. Na jego garniturze przypięte były różne materiałowe mechanizmy, tak samo jak na mojej sukience. Postanowiliśmy szybko uwinąć się z przemową i zmiatać ze sceny.
Na pierwszym z lewej podeście stała czarnoskóra rodzina Arveny. Rodzice i ośmioletni brat.
Dalej rodzina Arczera. Wysoka blondynka obejmowała ramionami dwóch chłopaków. Jeden miał dwanaście lat, a drugi czternaście. Obok stał ojciec obejmując szesnastoletnią i dziewięcioletnią córkę. Pewnie cały czas mają przed oczami scenę w której Jordan odciął głowę ich syna. Widziałam jak oboje rodzice uśmiechają się do nas. Ale tak naprawdę miło, uprzejmie, jakby byli zadowoleni z naszej wygranej. Jako jedyni spośród wszystkich których widzieliśmy ich uśmiechy były najbardziej szczere.
Na następnym podeście stała rodzina Kruma. Tęgi blondyn obejmował ramieniem szczupłą i niską szatynkę. Oboje obejmowali troje swoich dzieci dwie sześcioletnie blondynki i siedemnastoletniego bruneta.
Na ostatnim stała rodzina Penelopy. Łysy mężczyzna trzymał na rękach małą czarnowłosą córeczkę. Obok stoi czarnowłosa kobieta obejmując przed sobą czternastoletniego syna.
-Ten okres jest ciężki jak i dla was, jak i dla nas. Wy cierpicie z powodu straty swoich dzieci. My cierpimy z powodu przypominania sobie, jak i wam tych strasznych zdarzeń które miały miejsce na arenie. Ale wszyscy są świadomi tego że czterdzieści trzy osoby muszą zginąć, by jedna mogła zwyciężyć. W wypadku tych Igrzysk, zginęły czterdzieści dwie osoby, a nasza dwójka zwyciężyła. Jesteśmy wdzięczni Kapitolowi, że pozwolił naszej dwójce przeżyć. Ja naprawdę byłam skłonna oddać swoje życie za niego. Ale Kapitol postanowił że dwie osoby mogą zwyciężyć. A jako że tamci zostali zabici po ogłoszeniu tej informacji by zmniejszyć szansę na wygranie pary z jednego Dystryktu, my wygraliśmy. Nam się udało przetrwać. A było ciężko naprawdę. Igrzyska i arena zmienia ludzi. Niech los zawsze wam sprzyja. - Nie wiedząc co jeszcze mogę powiedzieć zakończyłam swoją wypowiedź.
-Składamy te podarunki wam rodziną poległych. I niech los zawsze wam sprzyja.
-Witam państwa. Witam wszystkich, zgromadzoną tu publiczność, jak i tą przed telewizorami, rodziny poległych Trybutów i naszych Zwycięzców. Witaj Rose. Witaj Niall. - Powiedział burmistrz wchodząc na scenę i skinął w naszą stronę głową. - Za to my chcielibyśmy przekazać wam dary. Te oto paczki. - Na scenę wkroczyły dzieciaki niosąc sześć paczek i wręczając je nam. - Te oto kwiaty. - Powiedział, a z tłumu wyszedł chłopiec który podszedł do mnie wręczając mi kwiaty i dziewczynka która wręczyła bukiet Niallowi. - Oraz te oto medale. - Powiedział i na scenę weszła dziewczynka i chłopiec trzymając wielką poduszkę a burmistrz osobiście wręczył nam medale. A potem zniknął za drzwiami Pałacowymi.
-Dziękujemy za te dary, kwiaty i medale. - Powiedziałam.
-Do widzenia. - Pożegnał się Niall i zeszliśmy ze sceny.
Nasze ubrania na bankiet były podobne tylko w ciemniejszych barwach, w trochę innym układzie dodatków, oraz u mnie inną długością sukni. A mianowicie wcześniej miałam suknie do połowy łydek lekko bufiastą. A teraz do kolan, trochę mocniej bufiastą. Gdy tylko przekroczyliśmy próg sali bankietowej, burmistrz od razu wstał i powiedział radośnie.
-Witajcie ponownie moi mili. Siadajcie już dawno podano do stołu, wszystko ostygnie. - To prawda. Przebieraliśmy się bardzo długo, by jak najmniej czasu pozostało nam do siedzenia na sali w tych irytujących ciuchach. - Wznieśmy toast za Naszych Zwycięzców! - Krzyknął gdy tylko zajęliśmy wolne miejsca. Szybko zjedliśmy, posiedzieliśmy paręnaście minut, porozmawialiśmy i w końcu ładnie się pożegnaliśmy.
-Dziękujemy za tak piękny bankiet ...
-Wychodzicie już? - Wciął się w zdanie Niallowi burmistrz.
-Źle się czuję. Chciałabym się położyć.
-Ah jaka szkoda. Idź wypoczywaj. - Powiedział burmistrz i zabrał się za dalsze jedzenie.
Gdy tylko wyszliśmy z Pałacu przed wejściem czekali rodzice Arczera.
-Witajcie. - Powiedziała kobieta ściskając moją dłoń swoimi obiema. - Chciałabym wam podziękować.
-Nam? - Spytał Niall.
-Tak wam.
-Za co? - Spytałam kobietę.
-Za to, że nie pozwoliliście wygrać temu chłopakowi z Jedynki.
-Jordanowi? - Spytałam.
-Tak jemu. Zabił naszego syna. Zabił swojego sojusznika. za tak błahą rzecz. Za to że go okradli. To nie była jego wina.
-A ty ... Ty go zabiłaś. Pomściłaś naszego syna. Posłałaś mu strzałę między oczy.
-Nie zrobiłam tego by kogokolwiek pomścić. Po prostu starałam się wygrać.
-Dla nas posłanie komuś strzały między oczy, lub jakiejkolwiek innej broni oznacza zemstę. Pomszczenie kogoś. Zrobiłaś to nieświadomie. Ale dla nas ma to znaczenie. Zabicie Jordana ma dwa znaczenia. Pomszczenie Arczera i wasze Zwycięstwo w 94 Igrzyskach Głodowych. - Powiedział mężczyzna. - Dziękuję ci. - Powiedział i razem z żoną odeszli.
-Chodź kochanie. - Niall pociągnął mnie za ramię do samochodu.
Gdy znaleźliśmy się w pociągu szybko się wykąpałam i przebrałam w coś bardziej ludzkiego. I weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i czekałam na Nialla.
-Co to miało znaczyć? - Spytałam gdy wreszcie wszedł do salonu i usiadł obok mnie.
-Nie mam pojęcia. Widocznie mają tu jakieś ... Widocznie oni odczytują niektóre gesty w inny sposób. I widzą w czymś coś, czego nikt inny nie widzi, a tym bardziej nie planował.
Po jakiejś godzinie, a może jeszcze później pojawili się wszyscy w salonie, a pociąg ruszył.
-Nie powinnaś leżeć Rose? Wzięłaś jakieś tabletki?
-Ozil, nic mi nie jest. - Zrobiła zdziwioną minę.
-To czemu tak powiedziałaś? Czemu tak szybko wyszliście?
-Nie mieliśmy ochoty dłużej tam siedzieć. W tych dziwacznych strojach. Bez urazy Fresko i Rafio. Wy naprawdę tworzycie piękne stroje. Ale to ... To była przesada. Nie podobały nam się te stroje. Dziwnie się w nich czuliśmy. Chcieliśmy po prostu jak najszybciej się tego pozbyć. - Powiedziałam.
-Aha. - Wydukała Ozil.
-Naprawdę nie gniewajcie się. - Zwróciłam się do naszych stylistów.
-Ależ nie gniewamy się cukiereczku. - Przewróciłam oczami na to jak mnie nazwała. - Macie prawo mieć inne zdanie na temat naszych stroi.
-A my również przesadziliśmy. Mogliśmy was najpierw spytać o zdanie czy będzie chcieli takie stroje.
-Ale my uwielbiamy te wasze niespodzianki. Stroje tak wymyślne. Ale nigdy więcej czegoś takiego. - Powiedział Niall.

Nasze stroje w Dwójce bazowały się w czerni i szarości. Oraz dodatkach srebrnych i brokatowej czerni i szarości. Wszystko się pięknie komponowało. Miałam bufiastą sięgającą kolan srebrną błyszczącą od brokatu sukienkę i buty na dziesięciocentymetrowej szpilce. Moje włosy związano na czubku głowy, a następnie spleciono w warkocz. Niall miał szarą koszulę srebrny garnitur oraz czarną muchę i lakierki. Tutaj publika powitała nas głośno. Brawami. Okrzykami. Udało mi się z tych wrzasków wyłowić takie zdania. "Gratulacje!" "To zaszczyt!" "Jedenastka wymiatacie!" "Jesteście wielcy!" "Kto by pomyślał że tak daleki Dystrykt zajdzie tak daleko!" "Od dawna żaden daleki Dystrykt nie dał takiego pokazu jak wy!" Czuliśmy się dziwnie. Nie witano nas tak wcześniej. Wręcz przeciwnie. Wszyscy milczeli, posyłali posępne spojrzenia, niektórzy gniewne, złośliwe, nienawistne, w niektórych spojrzeniach można było dojrzeć chęć mordu. A tutaj? Tutaj nie. To, to coś innego. Jakbyśmy wkroczyli do całkiem innego świata. Chociaż w sumie, każdy Dystrykt ma swój własny świat, styl. W każdym Dystrykcie jest inna kultura, każdym Dystryktem żądzą inne zasady, reguły, tworząc całkiem inny i odrębny świat. Dla kogoś z zewnątrz jest to coś innego i dziwnego niż to otoczenie którym się otacza na co dzień. Właśnie patrząc obiektywnie to, to jest prawda, każdy Dystrykt to inny świat. Każdy Dystrykt zajmuje się czymś innym, jedni rybołówstwem, inni energią elektryczną, jeszcze inni technologią, a jeszcze inni wyrobem włókienniczym i odzieżą. Każdy Dystrykt wyrabia coś innego co jest potrzebne dla całego Panem. Więc każdy Dystrykt jest inny, ma inny wystrój. Wkraczając na scenę tutaj w Drugim Dystrykcie i widząc tych ludzi, wydaje mi się jakbym patrzyła na ludzi z Kapitolu. Zachowują się tak samo. Cieszą się.
Na pierwszym podeście stała rodzina Harietty. Czarnowłosa kobieta z łysym mężem u boku. A przed nimi blond włosa piętnastoletnia dziewczyna, która wygląda identycznie jak ona, jak Harietta. To była jej siostra bliźniaczka. Obok stał dziewiętnastoletni blondyn, obejmując ręką młodszego czarnowłosego ośmioletniego brata.
Na kolejnym podeście stał siwowłosy staruszek z niską brunetką u boku. Byli to dziadek i matka Nostradamusa. Obok nich stał jego starszy brat piętnastoletni blondyn, tuląc do siebie swoją jedyną młodszą siostrzyczkę siedmioletnią Kitti. Pamiętam jak wspominał o niej w wywiadzie u Caesara. Bardzo ją kochał i przejmował się jej losem. I tym jak ona się czuje z tym że jej starszy trzynastoletni brat opuścił dom i Dystrykt by wziąć udział w Igrzyskach Głodowych na arenie śmierci. I ona będzie oglądała wszystko to co on będzie robił. Będzie musiała widzieć każde popełnione przez niego morderstwo, a może także i jego własną śmierć.
Na następnym podeście stała rodzina Sybil. Rodzice, czwórka starszych braci, dwie starsze siostry, troje młodszych barci i trzy młodsze siostrzyczki. Każde z nich inne, ale i tak wszyscy do siebie podobni. Dziewczyny mają niemal że identyczne rysy twarzy jak miała ona. Ale i tak można odróżnić je od siebie.
Na ostatnim podeście stała rodzina Grinzo. Jego krótko czarnowłosa matka, jego brat z żoną i trzyletnią córeczką, oraz jego młodsza siostra.
-Witajcie. Trudno jest się mi wysłowić. Takie wesołe powitanie, jak w żadnym innym Dystrykcie. - Złapałam Nialla za rękę i podeszłam do mikrofonu.
-Naprawdę wasze powitanie było bardzo miłe i ciepłe, co nas trochę zaskoczyło, zdziwiło. Nie spodziewaliśmy się tego. Co nie zmienia faktu że jednak przybyliśmy tu by wspomnieć o stracie jaka was spotkała. Strata tak wspaniałych czterech osób. W tym dwoje zginęło z naszych rąk. Z moich. Bo to był mój pomysł. Ale jak wiecie. By przetrwać na arenie, trzeba zabijać. Na arenie ludzie się zmieniają. Starają się robić wszystko by przetrwać. By przeżyć i wrócić do domu. Nam się to udało. Co nie znaczy że inni nie mieli szans. Ta czwórka naprawdę miała wielkie szanse by przetrwać, przeżyć i wrócić. Widziałam ich na treningach wiem co potrafili. My zaatakowaliśmy z zaskoczenia. Nie spodziewali się tego. Dlatego Sybil i Grinzo a także Ariet z Jedynki zginęli. Niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedziałam cofając się o krok, a Niall podszedł znów pod mikrofon i tym razem mówił pewniej.
-Przyjmijcie od nas te podarunki. Tylko w taki sposób możemy wynagrodzić straty waszych dzieci. I niech los zawsze wam sprzyja. - Odsunął się a na scenę wesołym krokiem, z uśmiechem na ustach wszedł Burmistrz.
-Witajcie moi drodzy. Rose. - Podał mi dłoń, którą uścisnęłam. - Niall. - Również uścisnęli sobie dłonie. - Miło mi was widzieć i gościć w moim Dystrykcie. Przyjmijcie dary od nas i zapraszam na wspaniałą ucztę u mnie w Pałacu w sali biesiadnej. - Powiedział i wycofał się znikając z powrotem za drzwiami Pałacowymi. A z tłumu wyszło ośmioro dzieci wręczając nam paczki z darami, następnie dwóch chłopców i dwie dziewczynki niosący nam dwa duże bukiety. I na samym końcu do Nialla podeszła mała dziewczynka wręczając mu medal z ich Dystryktu, a do mnie mały chłopczyk wręczając taki sam medal. Pożegnaliśmy się ładnie i zeszliśmy ze sceny.
Przebrałam się w sięgającą kolan bufiatą sukienkę. Od pasa w górę była biała z dużym dekoltem, na jedno ramię. Od pasa w dół była srebrna. A na całość były naszyte czarne wstążki i rzemyki tworząc wymyślne wzorki. W mojego warkocza na czubku głowy wpięto piękną trzywarstwową różę czarną-białą-srebrną. Niall miał srebrny garnitur z czarnymi wzorkami, szarą koszulę i biały krawat.
-Witajcie, witajcie! - Wykrzyknął radośnie burmistrz gdy tylko otworzyliśmy drzwi od sali bankietowej. - Siadajcie proszę. - Powiedział wstając i odsuwając mi krzesło bym usiadła, a następnie odsunął krzesło Niallowi by ten usiadł. I wrócił na swoje miejsce. - Nim wjedzie kolacja. Wypijmy wasze zdrowie.
Rozmowy tu były wesołe. Straciliśmy poczucie czasu. Dopiero gdy Ozil wstała i powiedziała że na nas wszystkich już pora i dziękując za tak wspaniałą i wykwintną kolację, zorientowaliśmy się jak późno już jest. Również ładnie podziękowaliśmy i wyszliśmy ze wszystkimi. My wróciliśmy jednym samochodem, a cała reszta drugim.

I w końcu dotarliśmy do Pierwszego Dystryktu. Jedynka również była wesoła i miło nastawiona na nas. Również witano nas tak samo głośno. Wchodząc na scenę w złoto-srebrnej sukni lekko bufiastej ciągnącej się za mną po ziemi ze złotymi dwunastocentymetrowymi szpilkami i błyszczącymi bransoletkami, naszyjnikami, pierścionkami i kolczykami, z Niallem u boku w złoto-srebrnym garniturze i srebrnymi lakierkami szliśmy z uśmiechem, ponieważ wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać po pobycie w Dwójce.
Od razu zwróciłam uwagę na podest całkiem z lewej strony. Rodzina Jordana. Zdziwił mnie fakt że się uśmiechali. Zastanawiałam się jak mogą się uśmiechać na widok kogoś kto zamordował ich syna.
Wysoki brunet, obejmujący szczupłą i wysoką blondynkę. Przed nimi dwie młodsze dwunastoletnie siostry Jordana bliźniaczki o takim samym kolorze włosów co on, ciemny blond, jasny brąz. Jego starszy dwudziestoletni brat i osiemnastoletnia siostra to blondyni, a młodsze sześcioletnia siostra i dziewięcioletni brat to bruneci.
Dalej rodzina Belb. Jej rodzice, dwóch starszych braci i młodsza siostra. Mało o niej wiedziałam. A ona była małomówna jak na czternastolatkę.
Na następnym podeście stała rodzina Ariet. Jej blond włosa matka. Czarnowłosy ojciec. I jasno rudowłose rodzeństwo tak jak ona. Jej siedemnastoletni brat. Piętnastoletnia siostra, Czternastoletni brat i trzynastoletnia siostra i dwunastoletni dwaj bracia. Ona miała szesnaście lat.
Na ostatnim stała ciemnoskóra rodzina Darena. Rodzice, jego młodszy o rok brat i dwie młodsze siostry jedna ma trzynaście lat, a druga dziesięć.
-Miło jest tak dla odmiany patrzeć na wesołe twarze. Pomimo tego smutku dla którego tutaj się zebraliśmy. A dwie osoby poległy z naszych rąk. Ariet zginęła w wyniku naszego ataku z zaskoczenia. Belb zginęła na samym początku w walce o dary przy Rogu Obfitości. Daren został zabity przez stwory z tej areny. A Jordan ... Jordana zabiliśmy my. By przeżyć. By wygrać. I niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedział Niall i odsunął się od mikrofonu.
-Przyjmijcie te podarunki od nas. Choć to niewiele to tylko to możemy wam dać. Niech los zawsze wam sprzyja. - Cofnęłam się od mikrofonu. A zza naszych pleców radośnie wyszedł burmistrz Jedynki. Witając nas radośnie. Palnął jakąś krótką mowę, po czym na scenę wkroczyły dzieciaki wręczając nam dary, kwiaty i medale. Dziękując za ich dary zeszliśmy ze sceny. Przebrałam się w bufiastą złotą sukienkę do kolan ze złotymi rzymiankami na dziewięciocentymetrowej szpilce, oraz ze złotymi pierścionkami, bransoletkami i złotym łańcuszkiem z zielonym szlachetnym kamieniem w wisiorku. Niall był w złotym garniturze i lakierkach oraz w srebrnej koszuli. Kolacja tutaj była równie wykwintna jak i wytrawna.

I tak oto przeżyliśmy Turnee. Objazd wszystkich Dystryktów. Najgorsze za nami. Teraz jeszcze tylko impreza w Kapitolu w Dworze Prezydenckim i możemy zacząć swoje życie w Kapitolu.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję że rozdział się podoba. Komentujcie i wyrażajcie swoją opinię. :)

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 10

Szliśmy powoli uważając by w tym śniegu i lodzie nie zrobić  sobie krzywdy. Mijaliśmy innych mieszkańców którzy skłaniali głowy na nasz widok. Odwzajemnialiśmy ich gesty i posyłaliśmy uśmiechy. Mijaliśmy również wielu kamerzystów. Wreszcie dotarliśmy pod Pałac Burmistrza i weszliśmy do niego. Na Placu już zbierali się ludzie. Dwadzieścia minut później kazali nam wyjść na Plac. Wyszliśmy z kamiennymi wyrazami twarzy. Stanęliśmy na środku sceny przed naszymi mikrofonami. Przed sceną był wielki tłum. W środku niego umieszczone były dwa podesty przewyższające tłum, a na nich stały dwie rodziny. Sebastiana z lewej, a Nathalie z prawej. Załamane, załzawione twarze. Przez moment zdawało mi się że na twarzy matki Sebastiana widzę złość, zazdrość, zawiedzenie, nienawiść. Jakbym to ja była winna śmierci jej syna. Ja nie wiem co ta kobieta sobie wyobrażała. Wiedziała że ja i Niall jesteśmy parą. Wiedziała że dzieciak taki jak Sebastian ma małe szanse na przeżycie. Ale on nie był normalnym dzieckiem. Był sprytny, zwinny, pomysłowy. Nie dał by się zaskoczyć, ani przechytrzyć. Pułapki rozpoznawał z daleka. A jednak zginął. To nie wystarczyło. Patrzyła na mnie takim wzrokiem jakby chciała powiedzieć "Dlaczego to zrobiłaś?" Jakbym to ja zabiła jej syna. "Dlaczego go nie uratowałaś?" A skąd mogłam wiedzieć że potrzebuje pomocy? Od samego początku się do mnie nie odzywał. Więc miało się to zmienić na arenie? Nie. On był bardzo uparty. Zginął w płomieniach. Najgorsza z możliwych śmierci chyba. Czujesz jak twoje ciało płonie, pali się, stapia, śmierdzi palonym mięsem, smród jest odpychający ale nie możesz od niego uciec, jest gorąco od płomieni, a temperatura nie chce spaść, twoje ciało wrze, płonie, stapia cię, pozbawia skóry, mięśni, a na końcu kości i pozostaje po tobie kupka popiołu. Jego matka w tej chwili wyglądała tak jakby chciała mi przekazać że miałam zostawić Nialla na śmierć, a ratować jej syna.
Patrzę w drugą stronę dwie młode dziewczyny tulą się do tęgiego, brodatego mężczyzny, swojego ojca, który obejmuje je obie rękoma w pasie, każdą z nich przytula jeden młody chłopak, a jeden z nich przytula do drugiego boku starszą kobietę, zapewne matkę, ta na rękach trzyma dwie małe dziewczynki, a przed nią stoi dwóch chłopczyków i dziewczynka. To była jej rodzina. Rodzina Nathalie. Znam ich wszystkich z widzenia i kojarzę imiona. Tulla i Mangie siostry bliźniaczki o rok młodsze od Nathalie. Klaren o rok starszy od Nathalie, Niksen najstarszy ze wszystkich o dwa lata starszy od Nathalie. To on przytula młodszą siostrę i matkę. W ogóle niepodobny do nikogo z rodziny. Jako jedyny ma rude włosy i czarne oczy. Tak inne od pozostałej rodziny. Klimina ma 13 lat, Aresto ma 12 lat, Bilbo 10 lat, a Surina i Leina mają 3 lata. Rok temu stali w tym samym miejscu. Na arenie zginęło dwoje ich synów Albreich i Karawein oboje mieli 24 lata, byli bliźniakami, wszystko zawsze robili razem. Gdy wylosowano na pierwszego Trybuta Albreicha to Karawein zgłosił się na ochotnika jako drugi Trybut zaraz po tym jak wylosowano Deana mojego brata. Nie zważał na to za kogo staje w obronie, kogo ratuje. Chciał być przy bracie. I był, aż do końca. Pamiętam to jakby to było wczoraj. Ozil na środku sceny, troje Trybutów obok niej i czyta Dean Denil. Mój krzyk "Niee!" Łzy w oczach. Strach. Już chciałam mówić że zgłaszam się na ochotnika za tę małą dwunastolatkę która stała przestraszona na scenie, ale wtedy z tłumu wybiegł Karawein i krzyknął "Zgłaszam się na Trybuta! Mały idź do rodziny." Poszłam wtedy do niego, by go pożegnać, życzyć szczęścia, pomyślnych Igrzysk i podziękować. "Uratowałeś mojego brata dziękuję." Powiedziałam przez łzy. "Chciałem być blisko brata." Odpowiedział z lekkim uśmiechem. "Możesz liczyć na mój dar podczas Igrzysk." Powiedziałam mu, pocałowałam go w czoło i odeszłam. W tej chwili czułam się podle. On uratował mojego brata, a ja nie byłam zdolna ocalić jego siostry. Ale to nie moja wina że ona mnie unikała. Jest, znaczy była na mnie wściekła że jej brat zginął przeze mnie. Obwiniała mnie. Ale to przecież on sam się zgłosił. Ja sama chciałam to zrobić. Zginąć na arenie ratując brata. Ale nam obojgu zostało to odpuszczone, bo Karawein chciał być blisko brata. Straciła ich obu w tym samym momencie. Ostatniego dnia Igrzysk. Byli ostatnimi ofiarami. Wpadli w pułapkę którą zastawił szesnastoletni chłopak z Piątki. Wykorzystał otaczającą ich powierzchnie, naturę i przepływające w nich prądy, związki czy co to tam było. Nie pamiętam dokładnie jak tłumaczył to u Flickermana. W każdym bądź razie wykorzystał otoczenie i stworzył pułapkę jakiej Panem jeszcze nigdy nie widziało. Dwadzieścia metrów od Rogu Obfitości po kole poprowadził pułapkę. Wiedział że prędzej czy później zjawią się przy nim. Sam schował się w Rogu Obfitości i czekał. Aż w końcu któregoś ranka usłyszał potężny huk. I już wiedział. Wiedział że wygrał. Wiedział że ostatnimi Trybutami był on i bliźniacy. A tam gdzie poszedł jeden, drugi poszedł za nim. Ten chłopak był przestraszony od samego początku. Bał się Igrzysk. Było to widać podczas Dożynek, podczas Inauguracji, a także w wywiadzie z Caesarem. Nawet to powiedział. Przyznał się. "Boję się. Cholernie się boję, tego co mnie tam czeka. A czeka mnie śmierć. Zginę. Jako jeden z pierwszych." A Caesar wtedy mu odpowiedział. "Nie zginiesz pierwszy. Zginiesz ostatni." I miał rację. I nie zginął jako pierwszy, wygrał i zginie jako ostatni z tych wszystkich Trybutów wylosowanych na 93 Igrzyskach Głodowych, umrze śmiercią naturalną, ze starości.
-Witajcie. Dzisiejszy dzień jest upamiętnieniem waleczności, odwagi, siły i niewinności zmarłych Trybutów. Oboje nie zasługiwali na śmierć. Tak jak wszyscy inni Trybuci, ale takie są zasady. Ktoś musi umrzeć by ktoś mógł przeżył i wygrać. Nathalie i Sebastian to byli nasi ludzie. Nasi kompani. Przykro mi że tak wyszło. Okoliczności w jakich zginęli nie były przyjemne, tak samo jak wszystkie inne. Ich ofiary są upamiętnieniem wojen które toczyły się w przeszłości. Wojna jest zła. A to jest kara. Poświęcenie w imię większego dobra. Każdy rodzi się z jakiegoś powodu, dla jakiegoś celu. Niektórym los sprawił lepsze życie, innym gorsze. Nie nam wybierać. Nathalie od samego początku mnie nie lubiła, Nialla z resztą też. Nie dziwię jej się. Miała takie prawo. Rozmawiała tylko z Sebastianem, Alexem i czasem jak musiała z Ozil. Była cicha, zamknięta w sobie. Mało się udzielała. Sebastian, on był inny. Wszędzie było go pełno. Był otwartym chłopakiem. Ale odsunął się od nas i złączył z innymi dwunastolatkami. Razem mogli wiele. I wiele zdziałali. A jednak zginęli, a Sebastian wraz z nimi. Płomienie pochłonęły jego i jego przyjaciół. Niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedziałam i cofnęłam się o krok od mikrofonu.
-Chcielibyśmy również wręczyć te skromne podarunki rodzinom poległych Trybutów w naszym Jedenastym Dystrykcie. - Niall wskazał ręką na dwie dość duże paczki stojące na scenie z naszej prawej strony. - I niech los zawsze wam sprzyja. - Powiedział i również cofnął się o krok od mikrofonu. Wtedy na Plac wyszedł Burmistrz z mikrofonem w ręku.
-Witam wszystkich. - Skłonił się do publiczności, następnie uścisnęliśmy sobie z nim dłoń na powitanie. - Przyjmijcie te oto dary od mieszkańców waszego Rodzimego Dystryktu. Ostatnie pamiątki. Pamiętajcie skąd pochodzicie. - Z tłumów wyszły dzieciaki, a Burmistrz zszedł ze sceny. Ubrane w piękne ludowe stroje, tylko dla Jedenastki. Każde z dzieci niosło jeden dar. Wśród tłumu dostrzegłam nasze młodsze rodzeństwo. Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Oboje dostaliśmy sześć paczek, bukiet kwiatów, oraz medal naszego Dystryktu.
-Dziękujemy bardzo za te dary. Do widzenia. - Cofnęłam się o krok od mikrofonu.
-Do widzenia. - Niall również się pożegnał, obróciliśmy się, objął mnie ręką w pasie i weszliśmy do Pałacu. Tam czekały na nas nasze ekipy z ubraniami na przebranie. Weszłam do najbliższego pomieszczenia które wskazał mi Rafio. Z czarnego pokrowca wyciągnęłam piękną zwiewną zieloną sukienkę bez ramiączek. Sięgała mi za kolana. Do tego miałam również zielone szpilki na piętnastocentymetrowym obcasie i pięciocentymetrowym podbiciem z przodu buta. Gdy wyszłam na korytarzu czekał na mnie Niall ubrany w zielony garnitur dopasowany do mojej sukienki, białą muchę zawiązaną pod szyją i czarnymi lakierkami. Chwyciliśmy się pod ramię i ruszyli w stronę sali bankietowej. Gdy weszliśmy na salę wszyscy siedzieli już przy stole. Burmistrz wstał i powiedział.
-Siadajcie drodzy zwycięzcy. Tak długo wyczekiwani w naszym dystrykcie. I w końcu się was doczekaliśmy. - Zbliżyliśmy się do stołu i zajęliśmy ostatnie dwa wolne miejsca. Nim burmistrz usiadł dodał jeszcze. - Za wasze życie pełne chwały i radości. Radujcie się tym co zostało wam dane. Bowiem wiecznie to szczęście trwać nie będzie. Nie dane będzie ani wam, ani też nam, zapomnieć o tym czego dokonaliście podczas tegorocznych Igrzysk. Będziecie od teraz sławni. Już jesteście. Za wasze życie. - Powiedział podnosząc do góry kielich z winem.
-Za wasze życie! - Powtórzyli wszyscy zebrani również unosząc swoje kielichy w górę, by chwilę później upić łyk czerwonego wina. Nie wiedząc co zrobić lub powiedzieć i my się napiliśmy. I był to dobrych ruch. Widziałam zadowoloną minę Ozil. Przez chwile przy stole toczyły się luźne rozmowy. Później do sali wjechał duży prosiak z jabłkiem w gębie, oprawiony w około warzywami. Na stole postawiono również dwa faszerowane bażanty. Oraz ziemniaki i kilka surówek i sosów oraz poncz. Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Gdy zjedliśmy, przez jeszcze pewien czas toczyliśmy rozmowy, dyskusje z osobami przy stole.
-Dziękujemy za kolację. Była naprawdę przepyszna. Ale na nas już czas. - Powiedziałam wstając.
-Tak, kolacja pierwszorzędna. Dziękujemy za tak miłe ugoszczenie nas. - Powiedział Niall i obejmując mnie w talii opuściliśmy salę bankietową, a następnie Pałac. Przed budynkiem czekał na nas samochód wsiedliśmy do niego, a kierowca odwiózł nas na peron. Przesiedliśmy się do pociągu i wreszcie mogliśmy zdjąć z siebie te kolorowe cuda i zmyć makijaż. Po ponad godzinnej gorącej kąpieli wyszłam okryta błękitnym puchatym szlafrokiem do saloniku w którym na kanapie siedział Niall. Gdy właśnie siadałam obok niego do pociągu weszli wszyscy pozostali czyli Alex, Ozil, Freska, Rafio, Minos, Lina, Dutti, Cynia, Cyprian, Gokkej, a po kilku sekundach pociąg ruszył i pojechaliśmy dalej. Ozil włączyła telewizor i właśnie zaczęli nadawać powtórkę transmisji która była nagrywana na żywo kilka godzin temu. Gdy prezenterka zakończyła program Ozil wstała i powiedziała radosnym głosem.
-Byliście świetni. Cudowni. Moje dzieciaki. Takie piękne. Tak prawdziwie wszystko mówiliście. Było wzruszająco kochani. A teraz do sypialni. Musicie się wyspać. Jutro po południu wychodzicie na Plac Pałacu w Dystrykcie Dziesiątym, będziecie szli prosto z pociągu, pieszo. I idziecie na bankiet. A następnie wracacie samochodem. Wszystko jasne?
-Tak Ozil. - Powiedziałam z uśmiechem. Strasznie mi jej brakowało. A teraz się już jej w ogóle nie pozbędę.
-To dobrze. Szczegóły obgadamy jutro. Dobranoc. - Powiedziała a my wstaliśmy i udaliśmy się do naszej sypialni.
Ta noc była dla nas ciężka właśnie opuściliśmy nasz dystrykt i tak prędko do niego nie powrócimy. Zostawiliśmy nasze rodziny. Nam obojgu było ciężko. Po mimo tego że od dawna wiedzieliśmy że to się stanie, dopiero teraz to do nas dotarło. I ta myśl rozbiła nas na miliony kawałeczków.
Za jedenaście dni będziemy w Kapitolu. Kolejny raz. Lecz tym razem nie jako Trybuci idący na rzeź. Tym razem będzie inaczej. Wejdziemy w skład populacji Kapitoliańskiej. Staniemy się tacy jak oni. Bo nie mamy innego wyjścia. W końcu udało nam się zasnąć.
Obudziliśmy się popołudniu.
-To dziwne że nikt nas nie budził. Jest trzynasta. - Powiedziałam do Nialla, on tylko wzruszył ramionami. Ubraliśmy się i wyszliśmy z naszego przedziału. Wszyscy siedzieli w salonie.
-Dzień dobry śpiochy! - Zaćwierkała radośnie Ozil.
-Czemu nas nie obudziliście wcześniej?
-To była dla was ciężka noc zapewne. Pożegnanie z  rodziną, domem. Chcieliśmy dać wam się wyspać, odprężyć. Mieliśmy właśnie za chwilę zamiar was budzić. No ale już jesteście. Za parę minut będzie podany obiad. Siadajcie porozmawiamy. - Powiedziała a my zajęliśmy miejsca na kanapie po drugiej stronie stolika. - Zaraz po obiedzie zajmą się wami wasi styliści. Później gdy nadejdzie czas wyjdziecie z pociągu. Będą wam towarzyszyć kamery. Nie zwracajcie na nie uwagi. Udawajcie że ich niema. Idziecie prosto na Plac Pałacu Sprawiedliwości. Dacie tam swoją małą przemowę. Wręczycie podarunki rodziną poległych Trybutów. Przyjmiecie dary. Pożegnacie się. Wejdziecie do Pałacu. Tam na was będzie czekać Freska i Rafio z waszymi wieczorowymi strojami. Przebierzecie się w salach które wam wskażą i przyjdziecie do Sali Bankietowej. Rozumiecie?
-Tak Ozil rozumiemy. - Powiedział rozbawiony Niall.
-Dobrze. Z tego dystryktu pochodzili Monic, Francess, Chris i Olivier. - Powiedziała podając nam ich zdjęcia.
-Ją zabiłem. Przy Rogu. Na początku Igrzysk.

-------------------------------------------------------

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 28 stycznia 2015

LIEBSTER AWARDS

Dziękuję za nominację Mrs.Malik i louis tommo

Nominacja do Liebster Awards jest otrzymywana od innego blogera za tak zwaną dobrą robotę. Nominuje się blogi o małej liczbie wyświetleń i obserwatorów.

Odpowiedzi na Pytania o Mrs. Malik:

1. Kogo z 1D lubisz najbardziej?

Harry'ego i Nialla.

2. Ulubiony kolor?

Fioletowy i Błękitny.

3. Gdzie chciałabyś zamieszkać?

Nowy Jork, Barcelona lub Sydney.

4. Czego pragniesz w życiu?

Jest wiele rzeczy jakich pragnę. Ale najbardziej chyba akceptacji, zrozumienia, przyjaźni, miłości hehe, pieniędzy bo w życiu się przydadzą, kariery jako pisarka, aktorka, piosenkarka lub tancerka. Ale przede wszystkim pragnę być szczęśliwa. Czerpać z życia jak najwięcej. Żyć chwilą i łamać zasady ile wlezie :D

5. Twoje najskrytsze marzenie?

To moja wielka tajemnica. Nie powiem.

6. Ulubiona książka?

Myślę że Saga Więzień Labiryntu Jamesa Dashnera i Saga o Percym Jacksonie Ricka Riordana.

7. Ulubiona piosenka?

Ciężki wybór. Mam listę ulubionych, jednej nie jestem w stanie podać.
Jeśli chodzi o polską piosenkę to
Pawbeats ft. Quebonafide, Kasia Grzesiek - Euforia
KaeN feat. Cheeba, WdoWA - Zbyt wiele
Dawid Kwiatkowski - Jak to
A jeśli mówimy o zagranicznej to zdecydowanie
One Direction - You & I, Alive, Right Now
Justin Bieber - Believe, Backpack, One Less Lonley Girl, Love Me, Never Let You Go,
5 Seconds Of Summer - Good Girl Are Bad Girl, She Looks So Perfect
Room 94 - Chasing To Summer, Superstar
The Vamps - Can We Dance
3 Doors Down - Here Without You
The Calling - WherewerYou Will Go
Tom Odel - Another Love
Lourel - Fire Breather
Chloe Howl - Rumour
Destiny's Child - Survivor
Faydee - Can't Let Go
AronChupa - I'm an Albatraoz

8. Jaką chciałabyś mieć moc?

Nieśmiertelność

9. Co byś zrobiła po spotkaniu idola?

Przytuliła, porozmawiała jak ze zwykłym człowiekiem.
Następnie gdy już by odszedł wciąż nie mogłabym uwierzyć w to że właśnie się to stało. Zaczęłabym płakać ze szczęścia. I wzniosłabym się chyba do nieba z radości.

10. Ulubiony film?

Władca Pierścieni (cała seria), Hobbit (cała seria), Piraci z Karaibów (cała seria), Królestwo Niebieskie, Szybcy i wściekli (cała seria), Igrzyska Śmierci (cała seria), Harry Potter (cała seria), Anioły i Demony,
I każdy film z Johnym Deppem, Orlando Bloom, Joshem Hutchersonem

11. Ile lat należysz do fandomu Directioner?

Półtorej roku.


Odpowiedzi na pytania od louis tommo:

1. Od jak dawna jesteś Directioner?

Półtorej roku.

2. Lubisz Pizze?

Kocham.

3. Do jakich fandomów jeszcze należysz?

Belieber, Mahomies, Kwiatonators, 5sosfamily, little mixers.

4. Chcesz zrobić sobie kiedyś tatuaż?

Oczywiście. I to nie jeden ;)

5. Ulubiony kolor?

Błękitny i Fioletowy.

6. Ulubiony przedmiot w szkole?

Pracownia Multimedialna. (zajęcia na komputerach)

7. Jaką piosenkę ostatnio często słuchasz?

Dawid Kwiatkowski - Jak to

8. Twoja ulubiona książka?

Myślę że Saga Więzień Labiryntu Jamesa Dashnera i Saga o Percym Jacksonie Ricka Riordana.

9. Ulubiony film/serial?

Władca Pierścieni (cała seria), Hobbit (cała seria), Piraci z Karaibów (cała seria), Królestwo Niebieskie, Szybcy i wściekli (cała seria), Igrzyska Śmierci (cała seria), Harry Potter (cała seria), Anioły i Demony,
I każdy film z Johnym Deppem, Orlando Bloom, Joshem Hutchersonem

10. Co chcesz osiągnąć w życiu?

Pełnie szczęścia, wieczną przyjaźń, miłość aż po grób, sławę, pieniądze, uznanie, akceptacje.

11. Twój ulubieniec z 1D?

Niall i Harry.


Nominuję:

1. Madness


PYTANIA DO WAS:

1. Do jakich fandomów należysz?
2.Twoje największe marzenie?
3. Jaki jest Twój życiowy cel?
4. Gdzie widzisz się za 20 lat?
5. Czy lubisz McDonald'a?
6. Często chodzisz do kina?
7. Ulubieniec z 1D?
8. Od kiedy jesteś Directioner?
9. Czy jeśli istniał by guzik dzięki któremu mogłabyś urodzić się jeszcze raz, w jakimkolwiek losowo wybranym miejscu, (mógłby to być kraj w stanie wojny, Hawaje, biedna wioska Afrykańska ... itd [NIE WIEDZIAŁABYŚ GDZIE SIĘ ZNAJDZIESZ]) zaryzykowałabyś?
10. Ulubiony polski i zagraniczny aktor i aktorka?
11. Ulubiona piosenka?
12. Najlepsza książka na świecie według ciebie?